Zakładam, że wszyscy wiedzą o co chodzi w tym filmie, jednak wolę przytoczyć ogólny zarys fabuły. Mamy czterech kumpli (właściwie to trzech, bo ten czwarty trafia do nich przez przypadek, klasycznie) i jeden z nich bierze ślub, więc koledzy postanawiają urządzić mu niezapomniany wieczór kawalerski. Otóż wieczór i jest, ale raczej z urwanym filmem niż zapamiętanym każdym szczegółem. No i w dwóch pierwszych filmach mamy taką "uroczą" przygodę, ale w ostatniej części jest już trochę inaczej. Jednak wszystko po kolei.
W pierwszej części szczęśliwym panem młodym jest Doug Billings (w tej roli Justin Bartha). Zaprasza on na swoje wesele dwóch kumpli, Phila Wennecka (Bradley Cooper) i Stu Price'a (Ed Helms). Przyczepia się do nich dodatkowo brat panny młodej, Alan Garner (Zach Galifianakis). I tak czterech panów udaje się do Las Vegas, by tam podczas szalonej nocy zgubić pana młodego, stracić pamięć i zrobić totalną rozpierdziuchę w apartamencie. A gdy budzą się rano próbują poskładać wszystko do kupy i dostarczyć Douga na jego własny ślub. W tej części świetną sprawą jest to, że wszystko z czym mamy do czynienia jest nowe i wcześniej nie spotkane. Konwencja odkrywania krok po kroku co się wydarzyło też jest niczego sobie. No i jeszcze eureka jaka dotyczy odnalezienia pana młodego może zaskoczyć.
Z kolei w drugiej części akcja przenosi się do Bangkoku, gdzie tym razem szczęśliwym przyszłym panem młodym jest Stu (jaki pech, że Phil już ma żonę w pierwszej części, ale wiadomo, najładniejszy musi być jako pierwszy zajęty). Tym razem do grona skacowanych dołącza brat panny młodej, 16-letni geniusz, którego to podczas imprezy panowie gubią. Tym razem jedynym trzeźwym pozostaje Doug, który jako kulturalny mąż szybciej urywa się z imprezy. Jednym z lepszych motywów drugiej części jest małpa, która handluje prochami. Nie sądziłam, że aż tak można wyszkolić te urocze stworzenia.
Jeśli chodzi o trzecią część to tutaj nie mamy już ślubu (no nie do końca... ups, spoiler?), a pogrzeb. Przez tą uroczystość (a właściwie zaburzenia psychiczne) przyjaciele i rodzina postanawiają wysłać Alana do ośrodka na terapię. Trzech jego kumpli pakują go do auta i... Zostają porwani. I tak zaczyna się zabawa w trzeciej części. Osobiście uważam (przyklaskując wszystkim dookoła), że ostatni film jest najsłabszy i ewidentnie był zrobiony dla pieniędzy. A niech sobie chłopcy zarobią.
Nie mogę nie wspomnieć o wszechobecnym w każdej części nijakim panu Chińczyku, czyli Chow (Ken Jeong). Typowa kanalia jaka jest potrzebna w tego typu filmach. W większość problemów chłopcy wpadają dzięki niemu. Generalnie mendy nie lubię, ale rozwalił mnie motyw z trzeciej cześci jak wyskoczył przez okno i lecąc ze spadochronem śpiewał "I believe I can fly".
Muszę jeszcze dodać, że w dwóch pierwszych częściach wystąpił Mike Tyson. Przy okazji to bardzo "muzykalny" facet. Przeuroczo w pierwszej części zaśpiewał "In the air tonight" Phila Collinsa i zagrał na powietrznej perkusji w moim ulubionym momencie. Z kolei w drugiej części zaśpiewał jedną z moich ulubionych piosenek z lat 80. "One night in Bangkok" (kurczę, może tego też nie powinnam zdradzać?). Szkoda, że w trzeciej się już nie pojawił, bo może tym razem by zatańczył?
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała nic o tym, dla którego obejrzałam ten film. Bohater Bradley'a Coopera gra "tego najprzystojniejszego" z czym oczywiście się zgadzam, ale muszę to napisać, że zdecydowanie lepiej wyglądałby w krótkich włosach. A może mi się tylko tak wydaje? Do tego Phil jest nauczycielem i tak sobie myślę, że całkiem fajnie byłoby mieć takiego uroczego wykładowce. Może przynajmniej bym nie przysypiała na zajęciach albo nie czytała książek. Tak czy inaczej sam Cooper przyznał w jednym z wywiadów (chyba nawet dla Dzień Dobry TVN, nie pamiętam), że Kac Vegas sprawiło, że otworzyła się dla niego furtka (zresztą dla wszystkich panów z głównej obsady) do nowych ról filmowych. Cóż, fajnie zacząć od bardzo kasowego filmu (oczywiście wcześniej grał w innych filmach), by potem zostać kilkakrotnie nominowanym do Oscara. Good job, Bradley!
Uważam, że to dobra trylogia, gdy ma się doła i potrzebna jest akcja-reanimacja, by poprawić swój nastrój. Zdecydowanie będę do tego powracać przy każdej możliwej okazji.