No dobrze, WFA jedzie sobie dalej, a ja płaczę po kątach. Dobra, tak naprawdę nie płaczę. Mam inny problem. JESTEM LENIWĄ BUŁĄ! Do tego stopnia, że nawet dzisiejszego wpisu nie traktuję z odpowiednim szacunkiem (zaraz, ja w ogóle coś takiego robię?). Po prostu ostatnio, a właściwie przez całe swoje życie jestem leniwa. Jestem leniwa, jestem leniwa, jestem leniwa... Niestety to moje lenistwo zaczyna mnie przerażać.
Dziś radośnie jechałam sobie tramwajem i włączył mi się tryb myślenia o swoim życiu. Oczywiście nie zabrakło mojego ulubionego tematu, czyli: Idzie sesja, jestem w dupie. Na początku semestru obiecałam sobie, że będę cisnąć z nauką ile się tylko da. No po prostu zostanę wzorowym uczniem. Ok, wychodziło mi to przez pierwszy tydzień, a potem jedyne o czym myślałam to to, by stać się człowiekiem burrito, przytulić się do mojego Neda (Ned jest poduszką, może kiedyś wytłumaczę genezę nazwy), zrobić sobie herbatę i włączyć kolejny odcinek serialu. I tak jest teraz codziennie. Nie mam motywacji do czegokolwiek.
A najgorsze jest to, że z każdym dniem jest coraz gorzej, a sesja coraz bliżej. Gdy tylko słyszę jak ludzie z grupy mówią, że przeczytali już kolejną książkę z listy na koło albo egzamin to po prostu w moim mózgu wytwarza się takie dziwne coś co depcze mnie od środka. A potem zaczynam o tym wszystkim myśleć i dochodzę do wniosku, że we wrześniu nie będzie wakacji, a kasę, którą zarobię w pracy już powinnam przeznaczyć na warunki. Tylko gorzej jak nie dostanę warunku i trzeba będzie pomachać uczelni białą chusteczką i wrócić na prowincję... Czyli rok zmarnowany.
Do tego nie mogę dopuścić. W domu nie byłoby za ciekawie w tym wypadku. Dlatego powinnam znaleźć coś co mnie zmotywuje... Tylko nie wiem co. Bo mnie naprawdę ciężko zmotywować. Jedyne o czym myślę w tygodniu to to, by przetrwać do weekendu i pojechać do domu lamić tam. Spanko, jedzonko, komputer, telewizja i tyle. A jak się zbliża poniedziałek rano i wizyta na dworcu to mnie telepie. Serio.
A kolejnym czynnikiem, który sprawia, że jeszcze bardziej mi się nie chce uczyć jest fakt, że 31 maja jest premiera drugiego sezonu Halt and Catch Fire. Z kolei około 6 czerwca zaczyna się sesja i egzaminy, więc mój mózg będzie trochę z waty i to nie za sprawą nauki (#TakBardzoFangirl). Chyba jedynym rozwiązaniem będzie odcięcie mi Internetu tuż po majówce, żeby już nie odwalała maniany i zabrała się do pracy. Zresztą nie tylko z brakiem chęci do nauki mam problem...
Moje lenistwo jest także obecne w ogólnej egzystencji. Moje zmywanie potrafi stać na lodówce przez tydzień, a ja mogę jeść z deski do krojenia. Jestem również skłonna chodzić w wygniecionych ciuchach albo po prostu ich nie zakładać, bo nie mam ochoty na prasowanie (dobra, nie umiem tego robić...). Kiedy nie chce mi się schować rzeczy do szafy to potrafią wędrować po całym pokoju, przekładne z kąta w kąt i tak sobie żyć własnym życiem przez jakiś czas. To też się czasem zdarza w przypadku jedzenia, gdy nie chce mi się ruszyć tyłka z łóżka, by wsadzić coś do mikrofali do podgrzania (a mam jakieś dwa metry) wtedy biorę sobie coś zimnego albo nie jem wcale. Robię to wtedy, gdy zachce mi się rozprostować kończyny albo burczenie mojego brzucha słychać na końcu korytarza.
No dobrze, nie będę już dziś zanudzać. Po prostu moje lenistwo mnie do tego zmusiło. Gdyby jednak ktoś miał pomysł jak mogę się z tym ogarnąć to niech da znać. :) Za to obiecuję, że jutrzejszy wpis będzie już porządny. A przynajmniej mam taką nadzieję. :P
P.S. Dziś moja kumpela ma urodziny i z każdego możliwego miejsca składam jej życzenia, więc zrobię to też tu. Naaaaaaaaaajlepszego! :)
P.S. 2. Pamiętajcie o fanpage'u na Facebooku. Tam codziennie pojawiają się #pasażerowie tego przybytku.
Link: https://www.facebook.com/sayhitohunt?fref=ts
łork hard plej hard
OdpowiedzUsuń