Poznajemy Eddiego Morrę (Bradley Cooper), który jest niespełnionym pisarzem, nic mu nie wychodzi w życiu, z wyglądu przypomina bezdomnego i generalnie ma depresje. Pewnego dnia na ulicy spotyka brata swojej byłej dziewczyny, który wręcza mu tabletkę z eksperymentalnym narkotykiem NZT. Dzięki pastylce jego życie zmienia się diametralnie, staje się geniuszem i człowiekiem sukcesu. Jednak po pewnym czasie pojawiają się nieprzewidziane komplikacje i coraz więcej problemów.
Wszelkiego rodzaju materiały promujące kładą duży nacisk, że w filmie doskonale partneruje Cooperowi Robert De Niro. Po raz pierwszy na ekranie pojawia się około 45 minut po rozpoczęciu filmu (specjalnie sprawdzałam), a potem, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie, mogłoby jego bohatera w ogóle nie być. Z De Niro mam taki problem, że im więcej filmów z nim oglądam tym bardziej zaczynam go nie lubić. Wiem, że jest świetnym aktorem i ma wspaniały dorobek artystyczny, ale coś zaczyna mnie w nim drażnić. Za to pozytywnym zaskoczeniem było zobaczenie na ekranie Anny Friel, którą znałam z cukierkowego "Gdzie pachną stokrotki?", a tutaj grała kobietę wyniszczoną, która z dnia na dzień walczy o przetrwanie i w miarę normalne życie.
Nie będę ukrywać, ale takie NZT by mi się w życiu przydało. Zjadasz tabletkę i nagle możesz przyswoić pięćdziesiąt tomów encyklopedii bez większego problemu. Do tego zapamiętujesz piętnaście różnych języków i masz możliwość dogadania się z ludźmi na całym świecie. Pewnie jest to możliwe bez zażywania wszelkich nieznanych dopalaczy, ale zajęłoby to na pewno z pół wieku jak nie więcej. Przynajmniej mi, bo ja mam problemy z wszelkim zapamiętywaniem istotnych rzeczy. W przeciwieństwie do tych mniej znaczących.
Tak naprawdę film miałam obejrzeć przed serialem, bo tak owy się również pojawił. Tyle, że w serialu dzięki niesamowitej mocy z filmu (mowa tu oczywiście o NZT), zupełnie nowy bohater pomaga FBI rozwiązywać zagadki kryminalne. Przyjemnie się ogląda, choćby nawet dla obsady, którą wcześniej znałam w mniejszym bądź większym stopniu. Ale żeby nie było to w serialu również pojawia się Cooper. Oczywiście jego filmowe życie zostało przedłużone w serialu. Tak jakby jego bohater zaczyna mieć kontrolę nad życiem głównego bohatera serialu.
Nie chcę za dużo zdradzać, bo zarówno film jak i serial są warte uwagi. Film przedstawia historię jednej osoby, która od zera przechodzi w bohatera i wydaje się, że nie jest taki zły. Jednak gdy już się dostajemy w obręb serialu to zmienia nam się pogląd na owego Eddiego, który nagle staje się typem spod ciemnej gwiazdy, ale mimo wszystko nadal go lubimy.
Ale muszę jeszcze poruszyć jedną kwestię. W filmie Morra musi uważać na ilość zażywanego NZT, ale już w serialu, staje się nagle całkowicie "niezniszczalny", ponieważ wynalazł antidotum, które nie pozwala wyniszczyć organizmu. Zastanawia mnie czy w końcu w serialu powiedzą jak to się stało, że jako jedyny znalazł sposób na to, że NZT nie sieje spustoszenia. W sumie dopiero 12 odcinków jest dostępnych, więc to początek drogi.
P.S. Mam pomysł na serię ok. 4 wpisów, ale nie wiem czy będę w stanie tak dużo napisać w tak mało dni wolnych. Ale kto wie, kto wie...
P.S. 2. Na początku napisałam, że śniło mi się coś z tego filmu. A mianowicie w śnie biegłam w przyspieszonym tempie przez ulice jakiegoś miasta i pamiętam, że zatrzymałam się na moście totalnie wymemłana i zmęczona życiem. Dziwnym trafem to samo przydarzyło się Eddiemu. Kurczę, nie mogę oglądać filmów przed snem. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz