piątek, 5 lutego 2016

Bóg, honor i rodzina, czyli strzelanie jest najważniejsze

Jakiś czas temu do rodziców przyszli znajomi i powiedzieli, że oglądali świetny film. Okazało się, że mówili o "Snajperze". Wtedy jeszcze mi nie padło na mózg z Bradley'em Cooperem, ale wiedziałam co to za film, bo był nominowany do Oscara, a wcześniej jedna z moich koleżanek była na nim w kinie. Dopiero nie dawno tata zapytał mnie o ten film i poprosił mnie o zdobycie go, bo chciałby obejrzeć. Dzisiaj rano (w sumie w południe), gdy zwlekłam się z łózka powiedział, że jeśli ogarnę swój żywot w przeciągu dwudziestu minut to możemy obejrzeć "Snajpera". No to ja nogi za pas, dziesięć minut i byłam gotowa.

"Snajper" to historia życia oraz kariery wojskowej najlepszego strzelca na świecie, Chrisa Kyle'a (w tej roli Bradley Cooper, a jakże by inaczej). Początkowo w filmie pokazano jego dzieciństwo i wartości jakie rodzice (właściwie to ojciec) mu wpajali. Potem pojawia się jego szkolenie w wojsku, rodzące się uczucie do jego przyszłej żony Tayi (Sienna Miller) i misje na wojnie. Wszystkie te wątki prywatne przeplatane są momentami z życia osobistego, co czasem może wydawać się nieco denerwujące.

O ile fajnie podejrzeć czyjeś życie prywatne, to tym razem bardziej mnie interesowało i fascynowało to co się działo na wojnie. Idealnie został pokazany sposób w jaki żołnierze amerykańscy mają wkładane do głowy, że najważniejsza jest ojczyzna i obrona jej za wszelką cenę. Niby rodzina też ważna, ale patrząc na głównego bohatera widać, że póki nie zabije to nie może wrócić do domu. Jego pierwsze "zdobycze"strzeleckie trochę go przerażały, jednak z czasem nie sprawiało mu to większego problemu. Zabijanie pochłonęło go. Nawet podczas pobytu w domu był nieobecny i jedyne o czym myślał to to, żeby wrócić na wojnę i likwidować cele.

Przez pół filmu zastanawiałam się kto jest reżyserem. Oczywiście siedemdziesiąt razy czytałam o tej produkcji, ale jakoś reżyseria umknęła mi na dobre. Ubzdurałam sobie, że za kamerą stał Spielberg, natomiast tata stale utrzymywał, że to chyba jednak Eastwood i oczywiście miał rację. Może po prostu pomyliło mi się z "Szeregowcem Ryanem". Ale teraz posiadam już właściwe informacje.

Fajnie było też zobaczyć Jake McDormana, któego jak tylko zobaczyłam to zaczęłam krzyczeć: "Brian!". Oczywiście tata spojrzał się na mnie jak na czubka, ale że nie zadawał zbędnych pytań to nie miałam zamiaru mu tłumaczyć mojego nadmiernego entuzjazmu. Do tego przez cały film miałam zagwostkę, że znam jednego aktora, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie ja już go kiedyś widziałam. Jak tylko na ekranie pojawiły się napisy końcowe, złapałam za telefon i dzięki Filmwebowi odkryłam, że chodziło mi o Kyle'a Gallnera, którego wcześniej widziałam głównie w czwartym sezonie CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku, gdzie grał tam młodego dziennikarza.

Jednocześnie patrząc na Siennę Miller i Bradley'a Coopera jako parę to miałam powtórkę z rozrywki. Z tej okazji, że "Ugotowany" stał się jednym z moich ulubionych filmów i mogę go oglądać na okrągło to często widuję ich razem. Oczywiście "Snajper" powstał jako pierwszy, ale pozytywnie było ich zobaczyć raz jeszcze, jednak w trochę innych okolicznościach.

Ale co by nie było to element komediowy w tym filmie też się pojawił. Może i dotyczył on bardziej strony technicznej niż samej fabuły, to nie mogłam się przestać śmiać. Oglądając wcześniej program Ellen DeGeneres, gdzie gościem był Cooper, puszczono fragment "Snajpera", w którym Kyle trzyma swoją córkę na rękach. Tylko, że zamiast prawdziwego dziecka była tam lalka i żeby atrapa sprawiała wrażenie bardzo realistycznej to Cooper ukrył kciuk pod ręką "dziecka", żeby mógł nią delikatnie poruszać, imitując jednocześnie oznaki życia. Sam aktora nawet z tego się śmiał i mówił, że miał świadomość, że to było widać. Polecam obejrzeć zarówno scenę (generalnie film) jak i fragment tego wywiadu, który można znaleźć na YouTube.

Co do oglądania filmu z moim tatą. Generalnie jest to jedna z fajniejszych rzeczy jakie razem robimy Niby nic, a jednak. Przy okazji "Snajpera" dowiedziałam się trochę istotnych faktów o broni jakiej używali do ostrzału czy też o zasadach łączności i działaniu pewnych mechanizmów na wojnie. Tata (i całe szczęście!) nigdy nie był na żadnej misji, ale jako były żołnierz ma ogromną wiedzę na ten temat, a jeśli chodzi o broń to w szczególności. Swego czasu sama się dosyć mocno interesowałam wszelkiego rodzaju amunicją i mam nawet na ścianie rozkład z częściami WIST-a 94.

Film dobry i jeżeli ktoś lubi tematykę wojenną to śmiało może obejrzeć. Powinien być usatysfakcjonowany, a sceny batalistyczne wynagaradzają pozostałe niedociągnięcia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz