W środę miałam przyjemność iść z moim Wilsonkiem do kina. Pomijając fakt, że znowu było tam pełno ludzi i niektózy naprawdę nie potrafią się zachować to było bardzo przyjemnie. Po raz kolejny po obejrzeniu nowych zwiastunów (kurczę, Helios puszcza zupełnie inne zapowiedzi) mój portfel odczuje smutek, rozpacz i pustkę. Na mojej liście pojawiły się co najmniej cztery nowe filmy. I nasuwa się tu pytanie: po co się uczyć skoro można oglądać filmy?
Tym razem trafiłyśmy na Spotlight. Obie chciałyśmy zobaczyć ten film i w sumie dogadałyśmy się, że pójdziemy na niego, totalnie przez przypadek. Od słowa do słowa i tak wyszło. A o czym film? Do Bostonu, który jest bardzo hermetycznym miastem, przyjeżdża nowy redaktor naczelny (Liev Schreiber) lokalnej gazety. Specjalny dział gazety, który nazywa się "Spotlight" wpada na trop wielkiego, pedofilskiego skandalu w Kościele Rzymskokatolickim.
Nie jest to typowy film, w którym akcja wbija widza od pierwszych minut. Jest to raczej pokazanie mozolnej, dziennikarskiej pracy, która nie ma nic wspólnego codziennym pisaniem nowych informacji. Tutaj praca trwa kilkanaście miesięcy i codziennie, krok po kroku, rozmowa po rozmowie, dochodzi się do rozplątania nowej nitki w tej poplątanej włóczce. Każdy z dziennikarzy godzinami przygląda się archiwalnym zapiskom, spędza wieczory w bibliotekach i odbywa tysiące rozmów, które czasami nie idą zupełnie po ich myśli. Jeśli ktoś ich wyrzuca drzwiami to oni wchodzą oknem. Pracują tak długo, aż w końcu odkryją coś nowego.
Nie ma tu strzelanin, pościgów samochodowych czy też wielkich eksplozji, a mimo to produkcje ogląda się z zapartym tchem i wraz z bohaterami chcemy poszukiwać prawdy. Zaczynamy pałać nienawiścią do tych wszystkich złych ludzi i wierzymy, że zagadka jest już bliżej końca i więcej złych występków nie będzie.
Twórcy bardzo dobrze przedstawili wyparcie prawy przez drugą stronę. Przez lata wszelkie krzywdy były zamiatane pod dywan, mimo że najwyższe władze kościoła o wszystkim doskonale wiedziały. Z minuty na minutę tajemnica poliszynela staje się tematem, na który wpływ będzie miała opinia publiczna. Dzień po publikacji artykułu w redakcji zaczynają rozdzwaniać się telefony, a do dziennikarzy zgłasza się coraz więcej ofiar.
Film jest historią opartą na faktach. W 2002 roku sprawa zbulwersowała opinię publiczną, jednak to był dopiero początek odkrywania mrocznych sekretów Kościoła. Przypadek z Bostonu rzucił światło na cały świat. Pod koniec filmu na ekranie pojawia się lista miast, w których wykryto wszelkie nieprawidłowości. Początkowo są to miasta w okolicach Bostonu, a potem otrzymujemy kilometrową rozpiskę miast z całego świata (na oko może być ich nawet około 200). Niestety na liście nie zabrakło Polski. Pośród niechlubnych miast pojawił się Poznań, ale to chyba znana wszystkim historia.
Ogromnym plusem jest obsada. Świetną kreację stworzył Mark Ruffalo, który wcielił się w specyficznego, porywczego, dziennikarza. Do tego Michael Keaton jako przywódca niewielkiej grupy "Spotlight" oraz Stanley Tucci jako adwokat pomagający ofiarom (w końcu zagrał rolę, w której mógł w pełni pokazać swoje aktorstwo).
Siedząc w kinie, po raz pierwszy zapragnęłam zostać właśnie takim dziennikarzem. Pracującym dokładnie, z całkowitym poświęceniem nad jedną sprawą przez dłuższy okres czasu. Mogłabym siedzieć w bibliotece, szukać wszystkich informacji i nie zastanawiać się ciągle jaki następny szybki temat mogłabym opisać. Wiem, że to nie jest taka łatwa sprawa, a w dobie internetu nie ma już nawet "papierowych" archiwum. Może nie zarabiają oni kokosów, ale właśnie taki rodzaj dziennikarstwa daje największe spełnienie i utwierdzenie się w przekonaniu, że to co się robi jest naprawdę ważne.
Film naprawdę bardzo dobry, jednak taki rodzaj produkcji może nużyć. Za dużo się nie dzieje, wszystko odbywa się pomału, ale jak już nastąpi kulminacja informacji to wszystko wybucha. Psychicznie może zniszczyć, szczególnie jeśli jest się bardzo związanym z Kościołem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz