środa, 20 stycznia 2016

Raz, dwa, trzy, umrzesz ty!

Jak napisałam na Facebooku na fanpage'u, Brytyjczyków należy kochać między innymi za dwie rzeczy: seriale BBC i książki Agathy Christie. A jak połączymy te dwa cudeńka to możemy otrzymać coś naprawdę przyjemnego. Tak też było i tym razem, kiedy to BBC postanowiło zrobić trzy odcinkowy miniserial na podstawie książki Christie, która w Polsce jest znana pod tytułem "I nie było już nikogo".

Nie będę ukrywać, że i tym razem wyłoniła się moja fangirlowska strona i chciałam obejrzeć to tylko dlatego, że gra tam Aidan Turner. Jednak gdy potem przeczytałam, że to nie będzie byle co, tylko produkcja na podstawie książki Christie, mój apetyt zaostrzył się jeszcze bardziej. Między innymi ta powieść przyczyniła się do tego, że ten blog (początkowo tylko w formie "recenzji" literackich) się narodził. "I nie było już nikogo" po raz pierwszy (i na razie jedyny, ale doskonale pamiętam tą historię) przeczytałam siedząc w mojej pierwszej, letniej pracy. Jadąc do miejsca mojego zarobku, wstąpiłam do kiosku, żeby kupić zdrapkę i w oczy rzuciły mi się dwie książki. Jedną z nich była właśnie wyżej wymieniona pozycja. Jako, że moja praca wymagała ode mnie głównie siedzenia i gapienia się w pustą przestrzeń (chociaż były dni, że nie wiedziałam jak się nazywam), miałam czas, żeby czytać. Powieść wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją w półtorej dnia i przez kolejne drugie tyle zastanawiałam się jak to się stało, że ta książka miała takie zakończenie. Urzekła mnie totalnie i tak oto zaczęła się moja miłość do Agathy Christie, która nadal trwa.

Nie miałam wątpliwości, że muszę obejrzeć ten serial, skoro to była moja pierwsza przeczytana książka brytyjskiej autorki. Ekranizacja została zrobiona w bardzo dobry i zbliżony sposób, do tego co znajdziemy na kartach powieści. A o czym jest książka/serial?

Na Wyspę Żołnierzyków/Murzynków (zależy jakie tłumaczenie spotkamy) przybywa dziesięć nieznanych sobie wcześniej osób, które zostały tam zaproszone przez U.N. Owena. Po przybyciu na wyspę nawet służba nie ma pojęcia kim jest gospodarz. W pewnym momencie słychać nagranie z gramofonu, z którego wszyscy się dowiadują, że wszyscy zostali postawieni przed sądem. Dziesięcioosobowe grono nie ma ze sobą nic wspólnego z wyjątkiem jednej rzeczy - każde z nich wcześniej zabiło jakąś inną osobę. Rozpoczynają się poszukiwania osoby, która stała za całym przedstawieniem, które rozegrało się na oczach zgromadzonych. Dreszczyku emocji dodaje dziecięcy wierszyk, który znajduje się w każdym pomieszczeniu w domu. A oto ten wierszyk:

                                                         Dziesięć małych Murzyniątek
Jadło obiad w Murzyniewie,
Wtem się jedno zakrztusiło -
I zostało tylko dziewięć.
Dziewięć małych Murzyniątek
Poszło spać o nocnej rosie,
Ale jedno z nich zaspało -
I zostało tylko osiem.
Rzekło osiem Murzyniątek:
Ach, ten Devon - to jest Eden,
Jedno z nich się osiedliło -
I zostało tylko siedem.
Siedem małych Murzyniątek
Chciało drwa do kuchni znieść;
Jedno się rąbnęło w głowę -
I zostało tylko sześć.
Sześć malutkich Murzyniątek
Na miód słodki miało chęć,
Jedno z nich ukłuła pszczółka -
I zostało tylko pięć.
Pięć malutkich Murzyniątek
Adwokackiej chce kariery.
Jedno się odziało w togę -
I zostały tylko cztery.
Cztery małe Murzyniątka
Brzegiem morza sobie szły,
Jedno połknął śledź czerwony.
I zostały tylko trzy.
Trzy malutkie Murzyniątka
Poszły w las pewnego dnia;
Jedno poturbował niedźwiedź -
I zostały tylko dwa.
Dwu malutkim Murzyniątkom
W słońcu minki coraz rzedną...
Jedno zmarło z porażenia -
I zostało tylko jedno.
Jedno małe Murzyniątko
Poszło teraz w cichy kątek,
Gdzie się z żalu powiesiło -
Ot, i koniec Murzyniątek.

Według schematu tej wyliczanki po kolei giną kolejni goście, którzy zaczynają między sobą snuć podejrzenia kto może być mordercą. Cała sprawa rozwiązuje się w dość zaskakujący sposób, jednak uważni widzowie (mam wrażenie, że w książce jest to mniej wyczuwalne) są w stanie rozwiązać zagadkę gdzieś pod koniec drugiego odcinka. Ja znając historię z powieści wiedziałam jak to się skończy i spokojnie mogłam podziwiać wszystko co działo się dookoła.

Jeśli chodzi o obsadę to nikt szerzej znany się tam nie pojawia. Jest to typowy serial BBC, który miejscami może być trochę dziwny dla typowego polskiego widza. Ja z przyjemnością oglądam ich produkcje i już kolejne czekają w kolejce, by je zobaczyć.

Jeżeli ktoś lubi dreszczyk emocji i napięcie związane z rozwiązywaniem intrygującej zagadki to jak najbardziej polecam. Znaczącym plusem jest to, że produkcję można potraktować jako jeden, trzygodzinny film, który można obejrzeć ciągiem (tak też uczyniłam ja) lub jako serial i dawkować sobie każdy odcinek w miarę ochoty i czasu jakim dysponujemy. Osobiście polecam wariant numer jeden, bo to jest tego naprawdę warte.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz