Marzec to taki interesujący miesiąc. Zaczyna się wiosna, są
Święta Wielkanocne (chociaż nie zawsze), kilka osób ma urodziny (w tym moi
rodzice!). No właśnie, urodziny. W dniu dzisiejszym mój fangirlizm może trochę
bardziej poszaleć, a to dlatego, że kolejny rok życia ziemskiego mija jednemu z
moich ulubionych aktorów.
Tak właściwie to co mnie to powinno obchodzić? Jakiś facet,
którego nie znam (tym bardziej on nie zna mnie), żyje po drugiej stronie kuli
ziemskiej i co z tego? A no właśnie... To jakieś takie dziwne coś. Nie potrafię
odpowiedzieć sobie na to w racjonalny sposób. Ale o kogo właściwie chodzi?
Odpowiedź jest prosta: dziś swoje urodziny obchodzi Lee
Pace. Jeśli ktoś nie jest zorientowany kto to jest, to już spieszę wytłumaczyć,
że to amerykański aktor filmowy i serialowy (także teatralny), który nie tylko
jest zdolny, ale także przystojny. Jakiś czas temu, gdy moja obsesja na jego
punkcie sięgała zenitu, został on okrzyknięty przez jedną z moich kumpelek
„moim mężem”. Wszystko by było pięknie i ładnie, gdyby po pierwsze: wiedział o
moim istnieniu (zawsze sobie obiecuję, że napiszę do niego na Twietterze i
poinformuj go o tym radosnym fakcie bycia moim wybrankiem serca), a po drugie:
nie krążyła plotka, że jednak woli panów niż panie. Ale tak naprawdę życie
osobiste to jego sprawa. Prawdziwy fan powinien skupiać się wyłącznie na jego
dokonaniach artystycznych (chociaż uwielbiam kiedy wrzuca swoje selfie na
Twittera). Dlatego z tej okazji chciałabym w tym wpisie skupić się na jego
rolach filmowych i telewizyjnych, z którymi miałam styczność.
Zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób ułożyć przedstawiane
produkcje. Czy w kolejności chronologicznej w jakich Pace brał udział czy może
w jakim czasie za się za to zabrałam. Padło na to drugie.
Hobbit: Niezwykła Podróż, Pustkowie Smauga, Bitwa Pięciu Armii
To właśnie dzięki Hobbitowi uświadomiłam sobie, że taki
człowiek istnieje. I żeby było śmieszniej, dopiero po miesiącu od obejrzenia
maratonu w kinie naprawdę mocno mnie „ścięło” na jego punkcie. Było to 20
stycznia (zapamiętałam tą datę tylko dlatego, że równo rok wcześniej odbiło mi
na punkcie Benedicta Cumberbatcha).
Lee w „Hobbicie” wciela się postać króla Elfów, Thranduila.
Jest niezwykle dostojny, pogardliwy, świetnie ubrany i ma idealne blond włosy.
Do tego nienawidzi krasnoludów i ma jakieś 6000 lat, a mimo to wygląda
doskonale. Zabawną rzeczą jest także, że w filmie w rolę syna Thranduila,
Legolasa, wciela się Orlando Bloom, który prywatnie jest starszy od Pace’a o
dwa lata. Na YouTube są fragmenty wywiadów, gdy obaj panowie o tym wspominają i
są tym faktem rozbawieni.
Potem zaczęłam węszyć i szukać co by tu jeszcze obejrzeć.
Wystarczyło wejść na stronę Filmwebu i po zajęciach na uczelni marnować swój
wolny czas na oglądanie nowych produkcji.
Uroczystość
Generalnie jest to jeden z tych głupich filmów, który w
niektórych momentach śmieszy, ale w niektórych jest tak żenujący, że ma się
ochotę go wyłączyć, zakopać i zapomnieć, że w ogóle istnieje (zresztą to nie
jeden taki film w dorobku Lee). Jednak obiecałam sobie, że skoro już włączyłam
go to wypadałoby obejrzeć do końca.
Tutaj Pace gra Whita Coutella, który jest filmowcem i bierze
ślub ze swoją narzeczoną, która parę lat temu była związana z głównym
bohaterem. Whit sprawia wrażenie kompletnego idioty, dla którego najważniejszy
jest on sam i to on zawsze musi być w centrum uwagi. Poza tym, że ładnie tu
wygląda i się uśmiecha, to chyba bym tego w ogóle nie obejrzała.
Marmaduke - pies na fali
Założyłam sobie, że najpierw obejrzę z nim wszystkie tzw.
komediowe produkcje. Marmaduke się do nich zalicza. Film nie jest najwyższych
lotów. Generalnie nie jest dobrych lotów, ale czasami się pośmiać można. Czasem
ciszej, czasem głośniej.
Poznajemy tutaj Phila Winslowa, który jest głową rodziny,
przykładnym mężem, ojcem trójki (!) dzieci i panem wielkiego psa, który się
zwie Marmaduke. Oczywiście pies przysparza rodzinie samych kłopotów, ale mimo
to Phil skoczy za psem nawet do rwącej rzeki i to dosłownie. Oczywiście bohater
Lee jest tutaj znowu przystojny, idealny i generalnie och i ach. Szkoda mi go
tylko było jak pies go przeciągnął parę razy po ziemi z turboprędkością. To
musiało boleć.
Niezwykły dzień Panny Pettigrew
Film, którego się trochę naszukałam w sieci, a później jak
już znalazłam to był problem z odpaleniem go na jednej ze stron, bo ciągle się
pokazywało, że przekroczyłam limit (a wcale go nie przekroczyłam!). Może to był
znak, żeby nie oglądać tego filmu. Chociaż byłby to błąd.
Lee gra tutaj Michaela, młodego muzyka, który jest zakochany
w głównej bohaterce. Do tego broni ją przed okrutnym właścicielem klubu,
Nickiem (przy okazji jedna z ładniejszych scen, gdy Pace dostaje po twarzy od
Marka Stronga, a potem mu oddaje). Lee znowu jest tu ładnym chłopcem. Nie dość,
że dobrze wygląda w smokingu (gdyby nie to, że jest Amerykaninem to powinien
zagrać Bonda) to jeszcze ładnie śpiewa. Raz jeszcze: ideał.
Zdecydowałam, że od filmów trzeba trochę odpocząć (głupia
ja) i czas zabrać się za seriale.
Halt and Catch Fire
Wcześniej na blogu pojawił się wpis o tym serialu
(zainteresowanych odsyłam w czeluści wpisów). W pierwszym sezonie było 10
odcinków, które pochłonęłam w dwa i pół dnia (gdyby nie to, że musiałam chodzić
na zajęcia zrobiłabym to w jeden dzień). Serial spodobał mi się na tyle mocno,
że na drugi sezon oczekiwałam jak małe dziecko na Gwiazdkę.
Poznajemy tutaj Joe MacMillana, który za cel życiowy stawia sobie
zbudowanie pierwszego laptopa, który ma ważyć mniej niż 7 kilogramów. Dąży do
tego po trupach, za wszelką cenę, wystawiając nawet do wiatru swoich
współpracowników. Jest typową świnią, nie liczącą się z nikim. Wpływ na to ma
m.in. jego przeszłość, która okazuje się nie być kolorowa. Moim skromnym
zdaniem jest to jego najlepsza rola i niesamowicie się cieszę, że trzeci sezon
wychodzi już niedługo (chociaż podobno premiera ma zostać przesunięta z
początku czerwca na sierpień). I oby był lepszy niż druga transza.
Gdzie pachną stokrotki
Pamiętam, że kiedy byłam w gimnazjum siedziałam u mojej
kumpelki w domu i oglądałyśmy telewizję. Usłyszałyśmy ten tytuł i wywiązał się
taki dialog:
- Wiesz, gdzie pachną stokrotki?
- No gdzie?
- W kiblu.
Cóż, nie było to, jakby to nazwać, najwyższych lotów, ale
utkwiło mi to w pamięci. Gdy przeglądałam po latach filmografię Lee i
zobaczyłam, że grał w tym serialu, wybuchnęłam śmiechem i stwierdziłam, że
koniecznie muszę to obejrzeć.
Generalnie myślałam, że produkcja ma ok. 6 sezonów, ale jak
się potem okazało ma tylko dwa. Całość obejrzałam w tydzień i było mi niezwykle
smutno, że to już koniec. Lee gra tutaj uroczego cukiernika, który ma dziwną,
nadprzyrodzoną moc. Potrafi wskrzeszać ludzi, ale potem nigdy więcej nie może ich
dotknąć, bo to spowodowałoby ich śmierć bez możliwości powrotu do życia. Trudno
opowiedzieć o co tu chodzi, dlatego najlepiej samemu to obejrzeć. A naprawdę
warto. Tym bardziej, że ostatnio pojawiła się informacja, że stacja ABC daje
zielone światło na powrót tego serialu, jeśli tylko twórcy i aktorzy będą tego
chcieli.
30 beats
Ten film to naprawdę dziwny twór. Składa się z
kilkudziesięciu sekwencji, w której każdy z bohaterów łączy się w jakiś sposób
z tymi z poprzednich fragmentów. Niestety produkcja jest bardzo męcząca i w
sumie bezsensu.
Pace pojawia się tu jako Matt, który jest masażystą. Zaleca
się do niego jedna z jego klientek, ale on woli inną, która ma na niego
wyrąbane. Poza tym, że z wyglądu przypomina Ryana Gosilinga, stoi pod
prysznicem i jedzie samochodem to nie ma tu nic ciekawego. Szczerze nie
polecam, zakopać ten film.
Polarbearman
Filmik ma tylko pięć minut i przedstawia człowieka, który
styka się z globalnym ociepleniem do tego stopnia, że Ziemia zostaje zalana
przez wodę, a on swój żywot musi spędzić na dachu swojego domu. Do zobaczenia
na YouTube jakby ktoś był zainteresowany. Całkiem ciekawa wizja przyszłego
świata.
Opętany
Tutaj mamy do czynienia z całkiem dobrym thrillerem,
przynajmniej według mnie (oglądałam ten filmu już chyba z sześć razy). Mamy
tutaj dwóch braci. Jeden jest ułożony, wykształcony, ma żonę i jest generalnie
szczęśliwy. A drugi to margines. Wychodzi z więzienia, mieszka pokątnie u
swojego brata i ma wszystko gdzieś. Pewnego dnia dochodzi do kłótni między braćmi
i jeden ucieka przed drugim. Dochodzi do wypadku, po którym obaj zapadają w
śpiączkę. Po pewnym czasie ten zły budzi się i wydaje mu się, że jest swoim
bratem.
Lee gra tutaj Romana, tego złego. Początkowo jest totalnym
zerem, ale z czasem, gdy staje się swoim bratem zmienia się zupełnie.
Zakończenie jest zaskakujące i co ciekawsze, jest jego alternatywna wersja na
YouTube. Film można podsumować: od badassa do milusiego, troskliwego faceta.
Samotny mężczyzna
Pewnej niedzieli, późno wieczorem trafiłam na ten film w
telewizji. Na drugi dzień miałam pociąg na 6.40 i wiedziałam, że nie mogę go
obejrzeć całego. Stwierdziłam, że obejrzę do pierwszego momentu aż pojawi się
Lee. Nastąpiło to po czterdziestu pięciu minutach. Szedł z głównym bohaterem (w
tej roli fantastyczny Colin Firth) i krótko rozmawiali. Po tej scenie
wyłączyłam tv i poszłam spać. Na drugi dzień po zajęciach dokończyłam oglądania
i jakież było moje rozczarowanie, gdy się okazało, że to była jedyna scena, w
której pojawił się Lee.
Zagrał profesora akademickiego, który pojawił się tylko raz. Ale nie ma
tego złego, bo film naprawdę dobry i warty obejrzenia. Mam nadzieję, że będę
też miała czas na przeczytanie książki, na podstawie której produkcja powstała.
Rezydent
Po tym filmie bałam się iść ciemnym korytarzem do łazienki w
moim akademiku. Trochę strasznie, trochę obsesyjnie, ale możliwe, że to tylko
moje dziwne odczucia, bo nie mam zwyczaju oglądać takich filmów. Poznajemy
tutaj młodą lekarkę, która po zerwaniu ze swoim chłopakiem przeprowadza się do
mieszkania, w którym po czasie ma wrażenie, że ktoś ją ciągle obserwuje.
Pace gra tu byłego chłopaka owej bohaterki, który stara się odbudować
relację z ukochaną. No cóż, po raz kolejny jest ładny i to chyba na tyle. Film
sam w sobie nie jest nie wiadomo jakim arcydziełem, ale jakby komuś się nudziło
wieczorem to do poduszki może obejrzeć.
Strażnicy galaktyki
W obecnych czasach chyba nie ma aktora, który by nie zagrał
albo nie miał w planach zagrania w produkcjach Marvela. Spotkało to też
oczywiście Pace’a, któremy zagrał czarny charakter, czyli mrocznego Ronana.
Wielki, niebieski stwór, który chce zabrać tajemniczy artefakt z rąk Petera
Quilla, awanturnika i przywódcy grupy oudsiderów.
Obejrzałam ten film dla Lee i niestety muszę się przyznać,
że nijaki Groot skradł moje serce i Ronan musiał pójść w odstawkę. Od tego też
się zaczęła moja miłość do Marvela, która pomału powiększa się.
Magia uczuć
Obejrzałam ten film z kumpelką zza ściany z akademika.
Początkowo nie mogłam w ogóle zrozumieć tego filmu. Nie wiedziałam o co w nim
naprawdę chodzi. Zachwycały mnie tylko piękne kadry i widoki w tle. Jednak pod
koniec zdałam sobie sprawę jakie jest przesłanie.
Lee gra tutaj Roy’a Walkera, który jest kaskaderem filmowym.
W szpitalu do chodzi do zdrowia po wypadku i tam poznaje małą dziewczynkę, z
którą się zaprzyjaźnia i postanawia jej opowiedzieć pewną historię. Produkcja
wielopłaszczyznowa, inspirująca i godna polecenia.
Saga Zmierzch: Przed Świtem
No tak... No cóż... Rachunki za coś trzeba płacić. Nie muszę
chyba nikomu przestawiać tego filmu. Wampiry, wilkołaki, drewniana Bella, blady
Edward... Ale żeby nie być taką świętą to obejrzałam (właściwie przespałam w
kinie) pierwszą cześć „Zmierzchu”, a właśnie tą ostatnią aż... trzy razy. I
wszystkie trzy razy były w Anglii, w angielskiej telewizji, gdzie głos w tle
opisuje wszystko co dzieje się na ekranie.
Lee gra tutaj najprzystojniejszego wampira Garretta, który
się z nikim nie patyczkuje i jak go ktoś z denerwuje no to cóż... Nie będę
ukrywać, że obejrzałam to tylko dla niego i chyba więcej tego nie zrobię. Trzy
razy to i tak za dużo.
Strategia Mistrza
Na ten film czekałam odkąd się dowiedziałam, że Lee w nim
będzie grał. Film opowiada historię Lance’a Armstronga, mistrza kolarskiego,
który dzięki niedozwolonym środkom stał się maszyną do odnoszenia kolejnych
sukcesów. Wybrałam się na to do kina z moim Wilsonkiem i szczerze tego nie
żałowałam. Jednym z większych plusów tej produkcji jest ścieżka dźwiękowa,
która jest naprawdę genialna.
Lee gra tutaj menagera Armstronga, który pilnuje za równo jego
kontraktów jak i tego, by afera dopingowa nie wymknęła się spod kontroli. Lee
pojawił się w około dziewięciu scenach w całym filmie. To i tak niezły
rezultat.
To nie są wszystkie filmy, które Lee Pace ma w swoim
dorobku. Chociaż kiedyś obiecałam sobie, że obejrzę wszystkie, jednak niestety
póki co tak się nie stało. Za to pozostał jeszcze jeden film, do którego
podchodzę jak pies do jeża i jakoś dziwnie nie potrafię się do niego zabrać. Mam
tu na myśli Dziewczynę żołnierza. Jest to debiut filmowy Lee, który jako
młody aktor, tuż po szkole otrzymuje niesamowitą okazję zagrania głównej roli.
Pace gra tam transwestytę, w którym zakochuje się żołnierz z pobliskiej
dywizji, która stacjonuje w okolicy. Jakoś mam dziwną obawę przed tą produkcją
i nie potrafię powiedzieć dlaczego. Może za bardzo przytłacza mnie myśl, że Lee
jest o wiele ładniejszą dziewczyną niż połowa kobiet na ziemi w tym ja.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak życzyć temu
wielkoludowi (ma prawie dwa metry wzrostu) wszystkiego najlepszego, świetnych
ról filmowych i większej ilość filmów z jego udziałem w naszych kinach, żebym
miała na co chodzić w Środy z Orange! :)