niedziela, 12 lutego 2017

Mrożony jogurt to jest to, czyli The Good Place

Czasem są takie seriale, których w ogóle człowiek nie planuje oglądać. Coś tam gdzieś o nich słyszał, ale stwierdził, że nie, że po co, że są inne, że skoro nikt nic o nich głośno nie mówi to może nie warto. A potem gdy dostaje się taką produkcje w swoje ręce człowiek żałuje, że nie zwrócił na nią wcześniej uwagi. Mam tu na myśli serial "The Good Place", który w ostatnim czasie sprawił, że uwierzyłam iż jakiś serial jest jeszcze w stanie mnie zaskoczyć.

Byłam ostatnio u mojej kuzynki i jak powszechnie wiadomo (albo i nie) za każdym razem, gdy do niej jadę wracam z jakimś nowym serialem. Tak też było i tym razem. Powiedziała, że fajne, lekkie i przyjemne, a do tego zaskakujące. I miała rację. Dodatkowo niezmiernie cieszy mnie fakt, że serial dostał zielone światło dla drugiego sezonu, ale patrząc po zakończeniu nie mogło być innej opcji.


"The Good Place" opowiada o Eleanor (Kristen Bell), która ginie w wypadku i w związku z tym trafia do owego The Good Place, w którym wszyscy po śmierci są szczęśliwi, jedzą mrożony jogurt, mają swoją idealnie dopasowaną bratnią duszę i generalnie niczym się nie przejmują. Trafiają tam tylko porządni i dobrzy ludzie, ale po pewnym czasie nasza bohaterka orientuje się, że nie powinna tu być, a w zamian za to powinna znaleźć się w The Bad Place. Nie chce jednak do niczego się przyznawać i stara się dopasować do otoczenia. Jednak seria niefortunnych wypadków sprawia, że kłopoty tylko rosną.


Główna bohaterka nie jest typowym dobrym człowiekiem. Podczas swojego ziemskiego życia robiła naprawdę złe rzeczy. Jednak trafiając do The Good Place, dzięki swojej bratniej duszy Chidiemu (William Jackson Harper) pragnie stać się dobrą osobą, dzięki czemu zaczyna poznawać filozofię i etykę. Ale nie tylko główna bohaterka ma swoje za uszami, bo po drodze okazuje się, że nie jest ona jedynym błędem w mieście. 

Ale nie mogę pominąć jeszcze jednego bohatera, a właściwie bohaterki. W The Good Place funkcjonuje wszechwiedzący robot Janet (D'Arcy Carden), która jest na każde zawołanie wszystkich, posiada ogromną wiedzę i nie ma żadnych uczuć. Jednak do czasu...


Widać, że produkcja to czysta komedia. Już po scenografii i otoczeniu widać, że wszystko jest przerysowane. Ale jednocześnie jest to tak urocze, że ciężko przejść obok serialu obojętnie. 12 odcinków (z czego pierwszy i ostatni jest czterdziestominutowy, a pozostałe mają po ok dwadzieścia jeden minut) pochłonęłam w dwa dni, bo pewne obowiązki wzywały, ale poza tym nie mogłam się powstrzymać by włączyć kolejny i kolejny. Aż było szkoda, że pierwszy sezon ma tak mało odcinków. Jednak wierzę, że drugi sezon nie utraci tego ciepłego uroku i poziom się utrzyma. 


Nic tylko zakopać się pod kocem/kołdrą, zrobić sobie kakałko albo herbatę i dać się porwać w kolorowy i przyjemny świat, który z każdym kolejnym odcinkiem funduje doskonałą zabawę i nowe zaskoczenia. Do tego polubiłam Kristen Bell i doceniłam jej umiejętność śmiania się z samej siebie, bo ta rola tego od niej wymaga. Jak najbardziej na plus i hop, hop, zapraszam przed ekrany! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz