Po pierwszych pięciu minutach filmu zdałam sobie sprawę, że gdzieś już taki klimat widziałam. Po kolejnych piętnastu już wiedziałam. Jakiś czas temu oglądałam "Cień" i to właśnie tam był ten klimat. Ciągła zagadka, napięcie, przeskakiwanie z kadru na kadr. Do tego bardzo specyficzna muzyka, która wprowadzała w stan lekkiej psychozy. Jednak tutaj było coś innego, coś co jednocześnie cholernie mnie interesowało, a z drugiej uwierało.
W filmie poznajemy rodzinę. Małżeństwo oraz ich trzech synów. Ojciec policjant, matka bliżej nieokreślone zajęcie (zakładam, że całkowicie poświęcała się opiece najmłodszemu głuchoniememu synowi), a najstarszy syn właśnie kończy szkołę policyjną i wraca w rodzinne strony, by rozpocząć pracę z ojcem. To tak w skrócie. Już od pierwszych minut konwencja filmu jest inna. Historię poznajemy od tyłu, czyli wydarzenie, które zmienia wszystko otrzymujemy w pierwszych minutach.
Punktem wyjścia jest tajemnicza śmierć rodziców młodego policjanta. Oczywiście staje się on głównym podejrzanym, bo w trakcie filmu dowiadujemy się, że ma ku temu powody. Szczególnie skłonny byłby zabić ojca, który katował matkę i był alkoholikiem. Niby przykładny obywatel, dobry funkcjonariusz, a swoje za uszami każdy ma.
Czytając wiele opisów filmu co trochę pojawiały się stwierdzenia, że to brutalny thriller, mnóstwo w nim zwrotów akcji czy też drastycznych bójek. Cóż, jeżeli drastycznym thrillerem nazwiemy różnie rozwijającą się intrygę kryminalną skorumpowanego miasta no to nie wiem, czy byłam na tym samym filmie. Owszem, otrzymujemy prawdziwą rzeczywistość małego miasteczka, gdzie każdy każdego zna, a ręka rękę myje, tylko czy to od razu sugeruje, że to brutalny thriller? Tak samo sceny bójek. Dwa razy na ekranie ktoś komuś rozciął łuk brwiowy, dostał pałką w głowę albo z pięści w brzuch. Gdy usłyszałam, że film jest inspirowany produkcjami Smarzowskiego to od razu, z miejsca, spodziewałam się latających kończyn, odpadających uszu czy wymiocin na każdym kroku. Nic z tego nie było. Wiadomo, że reżyser, "Krótkiej historii..." Arkadiusz Jakubik jest jednym z naczelnych aktorów Smarzowskiego, ale w reżyserce daleko mu do niego i wszechobecnej rozpierduchy.
Film jest przyzwoitym kryminałem, który zdradza ukryte relacje zarówno rodzinne jak i służbowe. Uważny widz nawet wyłapie kwestię "kto z kim przystaje takim się zdaje", czyli młody policjant pod wpływem zachowań ojca, ale i pracy czy też zmęczenia całą sytuacją, zaczyna się zmieniać w despotycznego seniora rodu. Na szczęście w porę się opamiętuje.
Jeśli chodzi o obsadę to stwierdzam z radością, że to był bardzo dobry wybór. Filip Pławiak jako młody policjant Jacek, Andrzej Chyra jako jego ojciec i Kinga Preis jako matka to drugie dobre ekranowe trio jakie przyszło mi w tym roku podziwiać w polskim kinie. Pozostałe kreacje aktorskie też dobre, trochę stereotypowe jak na polskie kino. Ale prowincja to prowincja, tam wszystko biegnie swoim trybem.
Całość naprawdę bardzo interesująca, jeśli się nie czyta tych wszelkich opisów dystrybutorów i innych producentów. Po prostu trzeba iść i samemu się przekonać jak to naprawdę wygląda. Rozwiązania zagadki, czyli sprawcy morderstwa próbowałam się domyślić w połowie filmu. W dobrych rejonach szukałam, ale niecelnie. Jednych może to zaskoczyć, a inni się po prostu w pewnym momencie zorientują. Moja czujność została uśpiona dzięki czemu odczułam zaskoczenie. I to było dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz