środa, 17 czerwca 2015

Po drugiej stronie ekranu

Współczesne seriale to nie opery mydlane, które oglądają tylko panie domu. Telewizyjne produkcje przeszły ogromną ewolucję, a ludzie podchodzą do nich zupełnie inaczej.

Z czym kojarzy się serial? Przeciętny Kowalski, który jest zapracowany i nie ma na nic czasu, zapewne by odpowiedział, że to jeden z tych tasiemców, które ogląda jego żona wieczorami. Taka produkcja ma tysiąc odcinków, aktorzy są wymieniani średnio co pół roku, a scenarzyści nie mają pomysłu na interesującą akcje i sprzedają widzom to, co zwyczajnej polskiej rodzinie się nie przytrafia. Bohaterki budzą się w pełnym makijażu, po domu chodzą w szpilkach, a do tego mieszkają w bogatej dzielnicy miasta i praktycznie nie wiadomo kiedy pracują, bo ciągle spotkają się z przyjaciółkami na kawie. Tylko czy tak naprawdę tego oczekuje "świadomy" widz?

Błogosławione narodziny

Pierwsze seriale pojawiły się w Stanach Zjednoczonych w latach 50. Na ekrany weszły takie tytuły jak "Dni naszego życia" lub "Szpital miejski". Produkcje te przez dekady gościły u amerykańskich rodziny. Opowiadały o codziennym życiu lub o instytucjach, które dotyczyły większości obywateli. Były traktowane na poważnie, ale ich budżet nie był bogaty. Dopiero w połowie lat 80. doszło do pewnej zmiany. Twórcy postanowili włączyć w produkcje widzów i zaczęły się pojawiać tzw. sitcomy, czyli seriale nagrywane z udziałem publiczności. Jednymi z pierwszych takich produkcji były "Pełna chata" i "Świat według Bundych". Jednak dopiero w 1994 roku na srebrnych ekranach zaprezentowano serię, która stała się światową ikoną i najdroższym serialem w historii telewizji - "Przyjaciele". Przez długie lata serial gromadził kilkadziesiąt milionów widzów przed odbiornikami. Do tej pory żadna inna produkcja nie odniosła tak wielkiego sukcesu.

Krok do przodu

Podczas triumfu sitcomów, producenci postanowili dać widzom coś co nie będzie bliskie ich realnemu życiu. Pojawiły się seriale akcji. Na ekranach zagościły takie produkcje jak "Gliniarz i prokurator", "Kojak, "Columbo", "Policjnci z Miami" czy "Z archiwum X" albo "Miasteczko Twin Peaks". Policjanci i przestępcy nagle stali się stałymi gośćmi w amerykańskich domach. Z roku na rok pojawiały się nowe tytuły, a stacje telewizyjne prześcigały się pomysłami, by pozyskać jak największą widownię. Zwykli "ludzie od zbrodni" nie wystarczali. Zapotrzebowanie na coraz to nowe idee rosło z dnia na dzień. Zaczęto wprowadzać science fiction, seriale wojenne, szpiegowskie czy po prostu zwyczajne obyczajówki. Telewizyjny biznes zmienił się w ogromną księgarnię, tyle że zamiast liter i słów, widz otrzymał wideo i fonię.

Już nie tylko pani domu czy górnik

Coraz częściej przed telewizory zaczęły zasiadać większe grona odbiorców. Byli w różnym wieku, z różnych warstw społecznych i z różną zawartością portfela. Na początku XXI wieku seriale ruszyły jeszcze bardziej do przodu. Przyczynił się do tego Internet, dzięki któremu dostęp do amerykańskich produkcji zyskał cały świat. Nastała możliwość jednoczesnego odbioru danej produkcji w Kanadzie, Francji czy Japonii. To stało się normą i większość osób (szczególnie młodych, nastolatków i studentów) nie wyobraża sobie, że nie mogliby za pomocą Internetu obejrzeć swojej ulubionej serii. Dla ludzkości to wielki krok, który sprawia, że zarobki twórców mogą się zwiększyć nawet trzykrotnie.

Łączymy style, mieszamy gatunki

Współczesne seriale to już nie tylko romans czy sensacja. To połączenie romansu i sensacji, medycyny i życia codziennego, fantastyki i thrillera. Obecnie ciężko określić czy dany serial to konkretny gatunek. Twórcy łączą tematykę produkcji w bardzo zgrabny sposób. Przyczynia się do tego ciągłe zapotrzebowanie na wielowymiarowość oferty oraz zdolni twórcy, którzy nie biorą się z przypadku. Bardzo znanym w Stanach Zjednoczonych "ojcem" telewizyjnych produkcji jest Bryan Fuller, który odpowiada m.in. za takie tytuły jak "Herosi", "Gdzie pachną stokrotki" czy obecnie podbijający serca fanów "Hannibal". Drugim twórcą jest Anthony E. Zuiker, który jest odpowiedzialny za trylogię CSI. W seriale angażują się również hollywoodzcy reżyserzy tacy jak David Fincher (House of Cards), David Lynch (Miasteczko Twin Peaks), Steven Spielberg (Pacyfik).

Już nie tylko w telewizji

W 1997 roku w Stanach Zjednoczonych pojawiła się platforma Netflix. Jest to internetowa wypożyczalnia filmów i seriali, dzięki której za niewielką opłatną można mieć dostęp do większości amerykańskich produkcji. Polska nie ma internetowego dostępu do strony, ale polscy widzowie mogą zamawiać produkcje Netfilxu i otrzymają je pocztą na płycie DVD. Od 2013 roku platforma sama realizuje seriale, które odnoszą ogromny sukces. Jednymi z największych są: polityczny serial "House of cards" oraz komediodramat "Orange is the new black" opowiadający o damskim więzieniu. Można by się pokusić o stwierdzenie, że serial zostaje pomału przejmowany przez Internet i niedługo to cyfrowa przestrzeń przejmie władzę nad telewizją.

Po polsku znaczy gorzej?

Nie da się ukryć, że wszelkie próby wzorowania się lub przejmowania pomysłów od amerykańskich twórców nie są najlepsze. W polskiej rzeczywistości wygląda to o wiele gorzej niż za oceanem. Ciężko powiedzieć czym to może być spowodowane. Może chodzi tu o zbyt niski budżet na telewizyjne seriale albo po prostu brak umiejętności. Sztandarowym przykładem "niewypału" może być nasz polski odpowiednik "Wszyscy kochają Raymonda", czyli "Wszyscy kochają Romana". Amerykański pierwowzór doczekał się aż dziewięciu sezonów, podczas gdy "nasz Roman" tylko dwunastu odcinków. Jednak nie można powiedzieć, że w swoich zbiorach polska telewizja nie posiada dobrych produkcji. Zaliczają się do nich m.in. "Glina", "Oficer", "Krew z krwi", "Bez tajemnic", "Zbrodnia", "Misja Afganistan" czy "Wataha". Jednak nadal pozostaje pytanie: w czym jest problem? Skoro możliwe jest zrobienie kilka naprawdę dobrych produkcji to dlaczego by nie poszerzyć tego grona? Cóż, to pytanie chyba na długo pozostanie bez odpowiedzi.

Wschodzące gwiazdy


Rynek seriali się nie zatrzymuje i ciągle pojawiają się nowe produkcje. Niektóre rokują już od początku bardzo dobrze, więc stacje telewizyjne przed zakończeniem premierowego sezonu zamawiają kolejne transze. Wśród takich seriali są m.in. "iZombie", "Daredevil", "Halt and catch fire", "Sense8" czy "Orphan Black". Wraz z kolejnym jesiennym sezonem widzowie będą mieli możliwość zapoznać się z nowymi serialami. Scenarzyści dobrze znanych produkcji nadal pracują na tym, by widzowie otrzymali dobrą rozrywkę na wysokim poziomie. 



P.S. Jak obiecałam tak jest. Dziś dostałam od pani doktor wiadomość zwrotną, że artykuł jest bardzo dobry. Dzięki niemu mam piątkę z retoryki dziennikarskiej. YAY! :) 

P.S.2. Obrazków nie wrzucam. Nie warto tego psuć. ;) 

wtorek, 16 czerwca 2015

Daj mi swój mózg, a powiem Ci kim jesteś! - Czyli (i)Zombie inaczej...

Znowu zrobiły mi się zaległości i bardzo za to przepraszam, ale mamy czerwiec i sesja wali drzwiami i oknami. Na szczęście pierwszy egzamin zdany i w nagrodę ode mnie dla Was napiszę tu co nieco. :)

Nie ma to jak odkryć nowy serial i wciągnąć się w niego całkowicie. Jak to zawsze ze mną bywa, kolejną nowość podsunęła mi moja kuzynka i radośnie oznajmiła: "Jest fajny, nowy serial, iZombie. W sumie to o zombie, ale to nie takie klasyczne zombie". Od razu mówię, że nie lubię takiej tematyki i kiedy powiedziała, że mi puści drugi odcinek (według niej pierwszy to nuda) byłam do tego nastawiona sceptycznie. Z niechęcią się zgodziłam, bo trzeba było jakoś zapełnić czas podczas porannego obijania się. No i tak sobie obejrzałam ten drugi odcinek, potem trzeci, czwarty i piąty. A gdy już wróciłam do domu to z każdym kolejnym tygodniem wyczekiwałam na nowy epizod.


No dobrze, ale o czym tak naprawdę jest to całe iZombie. Otóż, poznajemy młodą rezydentkę Olive, która rozpoczyna swoją karierę medyczną w miejscowym szpitalu. Ma przystojnego narzeczonego i spokojne, poukładane życie. Pewnego wieczora zostaje zaproszona przez koleżankę z pracy na imprezę na łodzi, na której dochodzi do zombie-masakry. Na drugi dzień nad ranem Liv się budzi jako... zombie i jej życie diametralnie się zmienia. Porzuca narzeczonego, zmienia pracę w szpitalu na posadę w kostnicy, a rodzina nie rozumie co się z nią dzieje. A jedyne czego tak naprawdę potrzebuje to dostęp do świeżych mózgów. Na szczęście jej nowy szef, Ravi, jest zafascynowany jej przypadłością i staje się jej całkowitym sojusznikiem. Do tego rozpoczyna badania nad lekarstwem dla swojej pracownicy.


Ale żeby Liv nie miała tak łatwo w swoim zombiowym życiu to jest pewien skutek uboczny. Jeżeli zje mózg jakiejś martwej osoby to ma wizje, które pokazują w jaki sposób dana ofiara została zamordowana. Dzięki temu pomaga miejscowemu detektywowi rozwiązywać zagadki osób, które wylądują u nich w kostnicy. Oczywiście on nie wie kim tak naprawdę jest młoda lekarka. Oficjalnie została nazwana przez Raviego medium, które dzięki niektórym czynnikom ze środowiska ofiary może pomóc w odkryciu prawdy o danym zabójstwie.


Generalnie serial jest bardzo przyjemny, można się przy nim pośmiać i zrelaksować, ale jest jedna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Jak to przystało na prawdziwą fangirl (tak, tak, mowa tu o mnie) to musiałam sobie znaleźć jakiegoś ładnego bohatera do podziwiania i zachwycania się nad nim. I otóż mam tu pewien problem. Bo mamy tu do czynienia nie z jednym przystojnym, ale z co najmniej czterema. Ale po kolei:

1. Major Lilywhite

Narzeczony Liv, który pracuje w ośrodku z trudną młodzieżą. Jak zauważa matka Olive, takiego faceta chciałaby mieć każda dziewczyna. Nie dość, że przystojny to jeszcze uczynny, pomocny, opiekuńczy... No po prostu marzenie, nie facet.


2. Ravi Chakrabarti

Patomorfolog, który jako pierwszy odkrywa sekret Liv i jest nim całkowicie zafascynowany. Z miejsca staje się jej sojusznikiem. Przeuroczy, mądry i zabawny. I nawet mi nie przeszkadza, że jest Hindusem (czy kim tam jest). I tak jest milutki.


3. Blaine DeBeers

Facet, poznany na imprezie na łodzi i jak się potem okaże... Zombie. Może najprzystojniejszy to on nie jest, ale ma coś w sobie, bo przez pierwszych pięć odcinków uważałam, że jest mega fajny, Potem to się trochę zmieniło, ale nie będę zdradzać dlaczego.


4. Lowell Tracey

Muzyk, którego Liv poznaje podczas jednej ze spraw. Później okazuje się, że również jest zombie i dzięki temu między nim, a Olive rodzi się uczucie i zostają parą. Zabawny, zdolny i do tego bardzo przystojny.


5. Clive Babinaux

Cóż, może do przystojnych nie należy, ale kto wie, kto wie... Detektyw, który tak naprawdę dzięki Liv rozpoczyna swoją karierę. Gdyby nie ona koledzy nadal by z niego drwili, a szef odsyłałby go do najbardziej badziewnych spraw.


Cieszę się, że to nie jest serial, w którym zombie na każdym kroku atakują ludzi i wyżerają i mózg. Tutaj oni raczej się ukrywają i działają w podziemiu. A przynajmniej sprawiają takie wrażenie jakby wszystkie dziwne rzeczy, które mają miejsce nie były ich sprawką. Z niecierpliwością ciekam na drugi sezon, a wszystkim polecam, by w wolnej chwili zapoznali się z tytułem.

P.S. Egzamin goni egzamin, więc nie wiem kiedy będzie kolejny wpis, ale jeżeli moja pani doktor odda mi mój artykuł, który pisałam na zaliczenie i będzie w miarę dobry to może go tu wrzucę, bo w gruncie rzeczy dotyczył on seriali.