Współczesne seriale to nie opery mydlane, które
oglądają tylko panie domu. Telewizyjne produkcje przeszły ogromną ewolucję, a
ludzie podchodzą do nich zupełnie inaczej.
Z czym kojarzy się serial? Przeciętny Kowalski, który jest
zapracowany i nie ma na nic czasu, zapewne by odpowiedział, że to jeden z tych
tasiemców, które ogląda jego żona wieczorami. Taka produkcja ma tysiąc
odcinków, aktorzy są wymieniani średnio co pół roku, a scenarzyści nie mają
pomysłu na interesującą akcje i sprzedają widzom to, co zwyczajnej polskiej
rodzinie się nie przytrafia. Bohaterki budzą się w pełnym makijażu, po domu
chodzą w szpilkach, a do tego mieszkają w bogatej dzielnicy miasta i
praktycznie nie wiadomo kiedy pracują, bo ciągle spotkają się z przyjaciółkami
na kawie. Tylko czy tak naprawdę tego oczekuje "świadomy" widz?
Błogosławione
narodziny
Pierwsze seriale pojawiły się w Stanach Zjednoczonych w
latach 50. Na ekrany weszły takie tytuły jak "Dni naszego życia" lub
"Szpital miejski". Produkcje te przez dekady gościły u amerykańskich
rodziny. Opowiadały o codziennym życiu lub o instytucjach, które dotyczyły
większości obywateli. Były traktowane na poważnie, ale ich budżet nie był
bogaty. Dopiero w połowie lat 80. doszło do pewnej zmiany. Twórcy postanowili
włączyć w produkcje widzów i zaczęły się pojawiać tzw. sitcomy, czyli seriale
nagrywane z udziałem publiczności. Jednymi z pierwszych takich produkcji były
"Pełna chata" i "Świat według Bundych". Jednak dopiero w
1994 roku na srebrnych ekranach zaprezentowano serię, która stała się światową
ikoną i najdroższym serialem w historii telewizji - "Przyjaciele".
Przez długie lata serial gromadził kilkadziesiąt milionów widzów przed odbiornikami.
Do tej pory żadna inna produkcja nie odniosła tak wielkiego sukcesu.
Krok do przodu
Podczas triumfu sitcomów, producenci postanowili dać widzom
coś co nie będzie bliskie ich realnemu życiu. Pojawiły się seriale akcji. Na
ekranach zagościły takie produkcje jak "Gliniarz i prokurator",
"Kojak, "Columbo", "Policjnci z Miami" czy "Z
archiwum X" albo "Miasteczko Twin Peaks". Policjanci i
przestępcy nagle stali się stałymi gośćmi w amerykańskich domach. Z roku na rok
pojawiały się nowe tytuły, a stacje telewizyjne prześcigały się pomysłami, by
pozyskać jak największą widownię. Zwykli "ludzie od zbrodni" nie
wystarczali. Zapotrzebowanie na coraz to nowe idee rosło z dnia na dzień.
Zaczęto wprowadzać science fiction, seriale wojenne, szpiegowskie czy po prostu
zwyczajne obyczajówki. Telewizyjny biznes zmienił się w ogromną księgarnię,
tyle że zamiast liter i słów, widz otrzymał wideo i fonię.
Już nie tylko pani
domu czy górnik
Coraz częściej przed telewizory zaczęły zasiadać większe
grona odbiorców. Byli w różnym wieku, z różnych warstw społecznych i z różną
zawartością portfela. Na początku XXI wieku seriale ruszyły jeszcze bardziej do
przodu. Przyczynił się do tego Internet, dzięki któremu dostęp do amerykańskich
produkcji zyskał cały świat. Nastała możliwość jednoczesnego odbioru danej
produkcji w Kanadzie, Francji czy Japonii. To stało się normą i większość osób
(szczególnie młodych, nastolatków i studentów) nie wyobraża sobie, że nie
mogliby za pomocą Internetu obejrzeć swojej ulubionej serii. Dla ludzkości to
wielki krok, który sprawia, że zarobki twórców mogą się zwiększyć nawet
trzykrotnie.
Łączymy style,
mieszamy gatunki
Współczesne seriale to już nie tylko romans czy sensacja. To
połączenie romansu i sensacji, medycyny i życia codziennego, fantastyki i
thrillera. Obecnie ciężko określić czy dany serial to konkretny gatunek. Twórcy
łączą tematykę produkcji w bardzo zgrabny sposób. Przyczynia się do tego ciągłe
zapotrzebowanie na wielowymiarowość oferty oraz zdolni twórcy, którzy nie biorą
się z przypadku. Bardzo znanym w Stanach Zjednoczonych "ojcem"
telewizyjnych produkcji jest Bryan Fuller, który odpowiada m.in. za takie
tytuły jak "Herosi", "Gdzie pachną stokrotki" czy obecnie
podbijający serca fanów "Hannibal". Drugim twórcą jest Anthony E.
Zuiker, który jest odpowiedzialny za trylogię CSI. W seriale angażują się
również hollywoodzcy reżyserzy tacy jak David Fincher (House of Cards), David
Lynch (Miasteczko Twin Peaks), Steven Spielberg (Pacyfik).
Już nie tylko w
telewizji
W 1997 roku w Stanach Zjednoczonych pojawiła się platforma
Netflix. Jest to internetowa wypożyczalnia filmów i seriali, dzięki której za
niewielką opłatną można mieć dostęp do większości amerykańskich produkcji.
Polska nie ma internetowego dostępu do strony, ale polscy widzowie mogą
zamawiać produkcje Netfilxu i otrzymają je pocztą na płycie DVD. Od 2013 roku
platforma sama realizuje seriale, które odnoszą ogromny sukces. Jednymi z
największych są: polityczny serial "House of cards" oraz
komediodramat "Orange is the new black" opowiadający o damskim
więzieniu. Można by się pokusić o stwierdzenie, że serial zostaje pomału
przejmowany przez Internet i niedługo to cyfrowa przestrzeń przejmie władzę nad
telewizją.
Po polsku znaczy
gorzej?
Nie da się ukryć, że wszelkie próby wzorowania się lub
przejmowania pomysłów od amerykańskich twórców nie są najlepsze. W polskiej
rzeczywistości wygląda to o wiele gorzej niż za oceanem. Ciężko powiedzieć czym
to może być spowodowane. Może chodzi tu o zbyt niski budżet na telewizyjne seriale
albo po prostu brak umiejętności. Sztandarowym przykładem "niewypału"
może być nasz polski odpowiednik "Wszyscy kochają Raymonda", czyli
"Wszyscy kochają Romana". Amerykański pierwowzór doczekał się aż
dziewięciu sezonów, podczas gdy "nasz Roman" tylko dwunastu odcinków.
Jednak nie można powiedzieć, że w swoich zbiorach polska telewizja nie posiada
dobrych produkcji. Zaliczają się do nich m.in. "Glina",
"Oficer", "Krew z krwi", "Bez tajemnic",
"Zbrodnia", "Misja Afganistan" czy "Wataha".
Jednak nadal pozostaje pytanie: w czym jest problem? Skoro możliwe jest
zrobienie kilka naprawdę dobrych produkcji to dlaczego by nie poszerzyć tego
grona? Cóż, to pytanie chyba na długo pozostanie bez odpowiedzi.
Wschodzące gwiazdy
Rynek seriali się nie zatrzymuje i ciągle pojawiają się nowe
produkcje. Niektóre rokują już od początku bardzo dobrze, więc stacje
telewizyjne przed zakończeniem premierowego sezonu zamawiają kolejne transze. Wśród takich seriali są m.in.
"iZombie", "Daredevil", "Halt and catch fire",
"Sense8" czy "Orphan Black". Wraz z kolejnym
jesiennym sezonem widzowie będą mieli możliwość zapoznać się z nowymi
serialami. Scenarzyści dobrze znanych produkcji nadal pracują na tym, by
widzowie otrzymali dobrą rozrywkę na wysokim poziomie.
P.S. Jak obiecałam tak jest. Dziś dostałam od pani doktor wiadomość zwrotną, że artykuł jest bardzo dobry. Dzięki niemu mam piątkę z retoryki dziennikarskiej. YAY! :)
P.S.2. Obrazków nie wrzucam. Nie warto tego psuć. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz