poniedziałek, 8 grudnia 2014

Wróćmy do czasów, gdy wszyscy byliśmy dziećmi! Czyli idealny prezent na Mikołajki!

Z czym nam się kojarzy Francja? Z Wieżą Eiffla? Z Champs-Élysées? A może z jadalnymi kasztanami i bagietką? Otóż, Moi Drodzy, w moim przypadku jest zupełnie inaczej. Z tej okazji, że w sobotę obchodziliśmy Mikołajki mi przychodzi do głowy tylko jedno: René Goscinny i Jean-Jacques Sempé, czyli ojcowie pewnego uroczego chłopca o imieniu Mikołaj. Moje dzieciństwo bez tego uroczego rozrabiaki byłoby bardzo nudne. Pierwszą książkę zatytułowaną po prostu „Mikołajek” poleciła mi pani z biblioteki w podstawówce, a potem to już się zakochałam i samo poszło. Kolejne tomy chłonęłam jak gąbka. A najgorszą rzeczą wtedy było dla mnie to, że na całą szkołę był tylko jeden egzemplarz „Wakacji Mikołajka” i trzeba było czekać w długiej kolejce, żeby móc ją przeczytać. Mi na szczęście posiadanie jej przypadło na ferie zimowe, więc byłam bardzo szczęśliwa, bo nie zostałam skazana na nudę.

Pamiętam, gdy pojawiły się w księgarniach „Nowe przygody Mikołajka”. Potężny tom, który zawierał w sobie jeszcze więcej interesujących historyjek. Spędziłam cały tydzień nad jeziorem czytając i czytając. Wolałam siedzieć w namiocie i wertować książkę niż iść popływać albo łowić ryby (tak, tak, swego czasu uwielbiałam to robić!). Jednak jest najstraszniejsze wspomnienie związane z Mikołajkiem. Drugi tom „Nowych Przygód Mikołajka” wychodził właśnie na Mikołajki, gdy byłam w szóstej klasie podstawówki. Od miesiąca prosiłam Mikołaja, a właściwie rodziców o tą książkę na 6 grudnia. Niestety moi rodzice nie spełnili mojej prośby i byłam mocno rozczarowana. Dodatkowo zrobiło mi się przykro, gdy okazało się, że moja najlepsza przyjaciółka ową książkę dostała właśnie w prezencie. Szczerze mówiąc popłakałam się wtedy. Ale że miałam (i nadal mam!) wspaniałą przyjaciółkę oznajmiła mi, że podzieli się nią ze mną i będziemy ją razem czytać. Poszłyśmy do pana od historii i poprosiłyśmy go o zgodę na czytanie na jego lekcji. Zgodził się pod warunkiem, że będziemy cicho. Rozradowane usiadłyśmy w ostatniej ławce i czytałyśmy całe czterdzieści pięć minut. Za to moi rodzice zrehabilitowali się i dostałam książkę pod choinkę.

A o czym jest sama książka? Jak sugeruje tytuł o Mikołajku, który jest jednocześnie narratorem wszystkich opowiadań. To uroczy chłopiec, który mieszka wraz z rodzicami we Francji. Chodzi do jednej z męskich szkół i ma mnóstwo przygód. Jego najlepszym przyjacielem jest Alcest, który ciągle je i jest gruby, a ukochaną, do której wzdycha (oczywiście nie przyznaje się do tego publicznie) jest jego sąsiadka Jadwinia. Ma też kilku kolegów, m.in. Kleofasa, który jest najgorszym uczniem w klasie, ale jako jedyny ma telewizor w domu, Euzebiusza, który jest najsilniejszy i lubi dawać fangi w nos, Gotfryda, którego tata jest bardzo bogaty, dzięki czemu chłopiec ma wszystko czego tylko zapragnie. Jest także Rufus, którego tata jest policjantem, Maksencjusz, który szybko biega i ma ciągle brudne kolana oraz Joachim, który świetnie gra w kulki. W klasie jest również Ananiasz, którego nikt nie lubi, bo jest pupilkiem wychowawczyni i ma najlepsze oceny w klasie, a do tego nosi okulary i nie można go bić. W opowiadaniach pojawia się jeszcze kilku innych bohaterów np. Rosół (opiekun w szkole), Bunia (babcia Mikołaja), Pan Blédurt (sąsiad chłopca, który lubi się przekomarzać z jego tatą).

Kilka lat temu (niestety dokładnie nie pamiętam kiedy, ale to chyba było na początku mojej edukacji w liceum) została wydana książka pt.: „Nieznane przygody Mikołajka”. Jest to zbiór dziesięciu opowiadań opatrzonych kolorowymi akwarelami (o ile się nie mylę). Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, że przedstawienie obrazków z książki w kolorze nie trafiło do mnie. Wolałam, gdy były one klasyczne, czarno-białe poprowadzone jakby jedną, grubą, czarną kreską. Może i jestem starodawna, ale wolę to co klasyczne i sprawdzone.

Ostatnio byłam w Empiku i w dziale z prezentami znalazłam cudowne wydanie wszystkich opowiadań z tomu pierwszego i drugiego „Nowych przygód Mikołajka” i gdyby nie to, że mam każdy tom osobno to nie wahałabym się i zakupiłabym tą książkę. Ale mam zamiar w najbliższym czasie zarazić mojego młodszego kuzyna opowiadaniami o Mikołajku, to może będę miała gest i kupię mu to wielkie tomisko. A co mi tam!

Na dowód tego, że Mikołajek stał się kultowy można obejrzeć przygody małego bohatera na ekranach kinowych. Powstały już dwa filmy o francuskim łobuziaku. Na pierwszym filmie byłam w kinie i przytrafiła mi się zabawna sytuacja, bo na seans wybrałam się sama, ja człowiek 16-letni (to było parę lat temu), a dookoła mnie same 11-latki i młodsze dzieci. Cóż, taki tam komizm. Ale śmiałam się równie głośno co oni. A drugą część niestety nie było mi dane iść do kina, bo wyszła ona w tym roku w wakacje, a ja w tym czasie pracowałam, a do najbliższego kina, w którym grano film miałam ok. 40 km. Ale od czego jest wydanie DVD? Obiecuję nadrobić.


Ja ze swojej strony gorąco polecam historyjki o Mikołajku i to nie tylko dzieciom, ale i dorosłym. Każdy w nich znajdzie coś dla siebie i będzie się śmiał z czegoś innego. Książki jak najbardziej idealne na prezent pod choinkę albo na Mikołajki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz