Z czym nam się kojarzy Francja? Z Wieżą Eiffla? Z Champs-Élysées?
A może z jadalnymi kasztanami i bagietką? Otóż, Moi Drodzy, w moim przypadku
jest zupełnie inaczej. Z tej okazji, że w sobotę obchodziliśmy Mikołajki mi
przychodzi do głowy tylko jedno: René Goscinny i Jean-Jacques Sempé, czyli
ojcowie pewnego uroczego chłopca o imieniu Mikołaj. Moje dzieciństwo bez tego
uroczego rozrabiaki byłoby bardzo nudne. Pierwszą książkę zatytułowaną po
prostu „Mikołajek” poleciła mi pani z biblioteki w podstawówce, a potem to już
się zakochałam i samo poszło. Kolejne tomy chłonęłam jak gąbka. A najgorszą
rzeczą wtedy było dla mnie to, że na całą szkołę był tylko jeden egzemplarz „Wakacji
Mikołajka” i trzeba było czekać w długiej kolejce, żeby móc ją przeczytać. Mi
na szczęście posiadanie jej przypadło na ferie zimowe, więc byłam bardzo
szczęśliwa, bo nie zostałam skazana na nudę.
Pamiętam, gdy pojawiły się w księgarniach „Nowe przygody
Mikołajka”. Potężny tom, który zawierał w sobie jeszcze więcej interesujących
historyjek. Spędziłam cały tydzień nad jeziorem czytając i czytając. Wolałam
siedzieć w namiocie i wertować książkę niż iść popływać albo łowić ryby (tak,
tak, swego czasu uwielbiałam to robić!). Jednak jest najstraszniejsze
wspomnienie związane z Mikołajkiem. Drugi tom „Nowych Przygód Mikołajka”
wychodził właśnie na Mikołajki, gdy byłam w szóstej klasie podstawówki. Od
miesiąca prosiłam Mikołaja, a właściwie rodziców o tą książkę na 6 grudnia.
Niestety moi rodzice nie spełnili mojej prośby i byłam mocno rozczarowana.
Dodatkowo zrobiło mi się przykro, gdy okazało się, że moja najlepsza
przyjaciółka ową książkę dostała właśnie w prezencie. Szczerze mówiąc
popłakałam się wtedy. Ale że miałam (i nadal mam!) wspaniałą przyjaciółkę
oznajmiła mi, że podzieli się nią ze mną i będziemy ją razem czytać. Poszłyśmy
do pana od historii i poprosiłyśmy go o zgodę na czytanie na jego lekcji.
Zgodził się pod warunkiem, że będziemy cicho. Rozradowane usiadłyśmy w
ostatniej ławce i czytałyśmy całe czterdzieści pięć minut. Za to moi rodzice
zrehabilitowali się i dostałam książkę pod choinkę.
A o czym jest sama książka? Jak sugeruje tytuł o Mikołajku,
który jest jednocześnie narratorem wszystkich opowiadań. To uroczy chłopiec,
który mieszka wraz z rodzicami we Francji. Chodzi do jednej z męskich szkół i
ma mnóstwo przygód. Jego najlepszym przyjacielem jest Alcest, który ciągle je i
jest gruby, a ukochaną, do której wzdycha (oczywiście nie przyznaje się do tego
publicznie) jest jego sąsiadka Jadwinia. Ma też kilku kolegów, m.in. Kleofasa, który
jest najgorszym uczniem w klasie, ale jako jedyny ma telewizor w domu, Euzebiusza,
który jest najsilniejszy i lubi dawać fangi w nos, Gotfryda, którego tata jest
bardzo bogaty, dzięki czemu chłopiec ma wszystko czego tylko zapragnie. Jest
także Rufus, którego tata jest policjantem, Maksencjusz, który szybko biega i
ma ciągle brudne kolana oraz Joachim, który świetnie gra w kulki. W klasie jest
również Ananiasz, którego nikt nie lubi, bo jest pupilkiem wychowawczyni i ma
najlepsze oceny w klasie, a do tego nosi okulary i nie można go bić. W
opowiadaniach pojawia się jeszcze kilku innych bohaterów np. Rosół (opiekun w
szkole), Bunia (babcia Mikołaja), Pan Blédurt (sąsiad chłopca, który lubi się
przekomarzać z jego tatą).
Kilka lat temu (niestety dokładnie nie pamiętam kiedy, ale
to chyba było na początku mojej edukacji w liceum) została wydana książka pt.: „Nieznane
przygody Mikołajka”. Jest to zbiór dziesięciu opowiadań opatrzonych kolorowymi
akwarelami (o ile się nie mylę). Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, że
przedstawienie obrazków z książki w kolorze nie trafiło do mnie. Wolałam, gdy
były one klasyczne, czarno-białe poprowadzone jakby jedną, grubą, czarną
kreską. Może i jestem starodawna, ale wolę to co klasyczne i sprawdzone.
Ostatnio byłam w Empiku i w dziale z prezentami znalazłam
cudowne wydanie wszystkich opowiadań z tomu pierwszego i drugiego „Nowych
przygód Mikołajka” i gdyby nie to, że mam każdy tom osobno to nie wahałabym się
i zakupiłabym tą książkę. Ale mam zamiar w najbliższym czasie zarazić mojego
młodszego kuzyna opowiadaniami o Mikołajku, to może będę miała gest i kupię mu
to wielkie tomisko. A co mi tam!
Na dowód tego, że Mikołajek stał się kultowy można obejrzeć
przygody małego bohatera na ekranach kinowych. Powstały już dwa filmy o
francuskim łobuziaku. Na pierwszym filmie byłam w kinie i przytrafiła mi się
zabawna sytuacja, bo na seans wybrałam się sama, ja człowiek 16-letni (to było
parę lat temu), a dookoła mnie same 11-latki i młodsze dzieci. Cóż, taki tam
komizm. Ale śmiałam się równie głośno co oni. A drugą część niestety nie było
mi dane iść do kina, bo wyszła ona w tym roku w wakacje, a ja w tym czasie
pracowałam, a do najbliższego kina, w którym grano film miałam ok. 40 km. Ale
od czego jest wydanie DVD? Obiecuję nadrobić.
Ja ze swojej strony gorąco polecam historyjki o Mikołajku i
to nie tylko dzieciom, ale i dorosłym. Każdy w nich znajdzie coś dla siebie i
będzie się śmiał z czegoś innego. Książki jak najbardziej idealne na prezent
pod choinkę albo na Mikołajki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz