Znacie to uczucie, gdy po pewnym czasie wpadacie w fandom i wiecie, że już z niego nie wyjdziecie? Ja tak mam za każdym razem. Ostatnio wpadłam w wir Doctora Who i już tak zostało. Jako że w te wakacje nawymyślałam sobie wycieczki szlakiem seriali to nie mogło zabraknąć najnowszego nabytku. Dwa miesiące temu w internetach wynalazłam coś na kształt muzeum o Doctorze Who. Ku mojej radości okazało się, że to tylko godzina czterdzieści pociągiem od miejsca, w którym teraz mieszkam. Oznajmiłam towarzyszce moich podróży, że nie popuszczę i musimy jechać do Cardiff na wystawę. Z dnia na dzień coraz bardziej się nakręcałam, a gdy dotarłam na miejsce zmieniłam się w szalonego pięciolatka.
Niespodziankę mogłam już mieć przy zakupie biletów, ale niestety wszystko już było wykupione. Otóż można było nabyć bilety specjalne, które zawierały paczkę z fanowskimi gadżetami. Był tam m.in. klucz do Tardis, koszulka, torba czy certyfikat towarzysza. Cóż, musiałam się zadowolić zwykłym biletem, ale odbiłam to sobie w specjalnym sklepie z gadżetami. O 13 weszliśmy na pierwszą część wystawy. Był to specjalny pokaz/przedstawienie, w którym udział brali zwiedzający. Na ekranach wyświetlał się filmik z instrukcjami od Doctora (12 Doctor, oczywiście), by pomóc ocalić mu świat. Trafiliśmy do Tardis, lecieliśmy przez galaktykę, trafiliśmy na bitwę z Dalekami, szliśmy strasznym lasem z Weeping Angels i szukaliśmy specjalnych kryształów. Generalnie czułam się jak pięciolatek i chodziłam tam z otwartą paszczą.
Potem Doctor nam ładnie podziękował za pomoc w uratowaniu galaktyki czy tam czego i przeszliśmy do drugiej części, w której można było zobaczyć części scenografii (m.in. wnętrze Tardis 9 i 10 Doctora czy całe Tardis z klasycznych odcinków) oraz kostiumy czy kosmitów, którzy pojawiali się w odcinkach. Oczywiście jak to ja, na każdym kroku było foto, foto, bo przecież już nigdy tam więcej nie pojadę. Jako atrakcje dodatkowe, można było zrobić sobie zdjęcia na wybranych tłach z serialu czy też zrobić sobie makijaż a'la 11 Doctor z jednego z ostatnich odcinków.
Jedyne z czego nie byłam zadowolona to to, że nigdzie nie było Adipose i za mało było 10 Doctora. A tak wszystko było bardzo, bardzo fajne. Po zwiedzaniu wszystkich części poszłam do sklepu, który w całości zwiedzałam trzy razy, bo się nie mogłam zdecydować co tak naprawdę chciałabym kupić. Moja towarzyszka namawiała mnie na uroczy pulowerek, ale ostatecznie się nie zdecydowałam. Za to kupiłam pocztówki, breloczki, bransoletki, naszyjnik, magnes na lodówkę, plakat na ścianę, torbę płócienną Tardis i chyba to wszystko. Szykowałam się, że będzie pełno popsów, a był tylko 4 Doctor. Tak czy inaczej zostawiłam tam mnóstwo kasy, a popsa Daleka kupiłam sobie już w Bristolu w geek stopie.
Szczerze mówiąc była to jedna z moich lepszych wycieczek na jakich byłam. Teraz została mi tylko Kornwalia i West Bay. Na koniec zostawiam kilka zdjęć z wystawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz