Ale żeby nie było, że bardzo narzekam to najpierw się pozachwycam zwiastunami. Oczywiście puścili "Strażników galaktyki" i za każdym razem, gdy na ekranie pojawiał się Baby Groot był jęk zachwytu i szybka kalkulacja ile dni zostało do premiery. Już nie mogę się doczekać. Zaintrygował mnie także zwiastun "Lady M.". Jak zobaczyłam, że to koprodukcja BBC to no wiadomo, wypadałoby zobaczyć. Jednak najbardziej chwycił mnie za serce trailer "Jutro będziemy szczęśliwi". To naprawdę będzie warto zobaczyć (rzućcie okiem na zwiastun!).
A teraz wracając do filmu. Mogłabym tak naprawdę wszystko napisać w jednym zdaniu i każdy by zadecydował czy chce to zobaczyć czy nie. Jednak tego nie zrobię i trochę się rozwinę, ale tylko trochę. W filmie poznajemy dwa małżeństwa: Iba i Gritt oraz Edwarda i Ingrid. Między nimi nie jest najlepiej, a to wszystko przez jedną sprawę: brak pożycia. Panie jakoś szczególnie nie widzą w tym problemu, natomiast panowie i owszem. Po grubo zakrapianym alkoholem wieczoru, Edward wynajmuje rosyjskiego płatnego mordercę Igora (w tej roli Marcin Dorociński), by ten zabił ich żony.
No cóż... Nie ukrywam, że poszłam do kina tylko i wyłącznie dla Dorocińskiego. Dopiero potem pomyślałam, że w sumie fajnie zobaczyć coś europejskiego, co może będzie lepsze od polskich produkcji. Dodatkowo wszyscy się zachwycali, że to taki super film, że w końcu coś innego no i polski akcent, bla, bla, bla. Niby komedia, a ja może śmiałam się tylko w dwóch, góra trzech momentach. Niektóre teksty czy sytuacje po prostu sprawiły, że czułam coś pomiędzy zażenowaniem, a ubogim żartem wujka Stefana na weselu, którego nie widziało się piętnaście lat.
Standardowo stereotypy wysypywały w każdej scenie. Rosjanin to oczywiście alkoholik i płatny morderca i na pewno każdy tam taki jest. O Polakach mówili jak o nierobach, który tylko przyjeżdżają żerować i się lamić. Z niepełnoprawnego koniecznie trzeba się nabijać, a gej jak to gej, nadaje się tylko na tancerza. Do tego angielska babcia morderczyni, która zabije cię na sto sposobów bez mrugnięcia oka i jeszcze odwoła się do brytyjskiej lojalności. Może taki był zamysł, może miała to być forma żartu, z którego każdy miał się głośno śmiać, ale przyznam szczerze, że mnie to nie bawiło.
Film tak naprawdę trochę ratuje Dorociński, który rzeczywiście idealnie pasuje do roli. No, może jest trochę za przystojny jak na Rosjanina. Jego dialogi były zabawne, czasem nawet pouczające no i akcent z jakim mówił - rozwalający. Fajnie, że polscy aktorzy trafiają do zagranicznych produkcji i ich role im wychodzą. Zresztą kto chociaż trochę śledzi karierę Dorocińskiego to wie, że zagrał w wielu produkcjach europejskich.
Generalnie pieniądze na bilet do kina trochę zmarnowane, ale na szczęście były tanie wtorki, więc wielkiego płaczu nie ma. Jeśli ktoś lubi ciągłe rozmowy i żarty o nieudanym życiu erotycznym i docinki odnośnie stereotypów to proszę bardzo, będzie się świetnie bawił. A reszta niech poczeka na film w sieci albo na DVD. Ewentualnie czekajcie dwa lata aż któraś z telewizji zdecyduje się to puścić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz