czwartek, 16 marca 2017

Sztuka opętania, czyli Jessica Jones

Przez bardzo długi okres zapierałam się raciczkami, kopytkami i wszystkimi moimi kończynami, że nie, nie ma opcji i nie będę oglądać seriali o komiksowych superbohaterach. Całkowicie wypierałam się produkcji Marvela, o DC już nawet nie wspominając. Ale nastał taki dzień w moim życiu, że postanowiłam to zmienić. Moim pierwszym obiektem stał się "Iron Fist", którego premiera dopiero przede mną (ale recenzje już nie są zbyt optymistyczne). Jednak ostatnio coś mi się stało w mózgu i moja fangirl upolowała sobie kolejny obiekt w postaci Davida Tennanta. Jak to ja mam w zwyczaju, każdą swoją ofiarę lustruję na Filmwebie i sprawdzam co mogę sobie obejrzeć z jego filmografii. A że słynę ze słabości do czarnych charakterów to nie było wyjścia, żeby nie obejrzeć "Jessici Jones", gdzie owy pan gra taką właśnie paskudę.


Serial opowiada o Jessice Jones (Krysten Ritter), która prowadzi swoje własne biuro detektywistyczne i dzięki swoim ponadprzeciętnym mocą jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim zleceniami, które otrzymuje. Jednak, gdy otrzymuje kolejne zlecenie, wraz z nim pojawiają się demony przeszłości, a właściwie jeden - Kilgrave (David Tennant). Jessica wraz ze swoimi przyjaciółmi będzie próbowała dopaść swojego największego wroga i udowodnić mu, że już dawno stracił nad nią kontrolę.


Jessica Jones, jak to mają w zwyczaju superbohaterowie, jest sierotą, która trafiła pod opiekę okropnej kobiety, gdzie była traktowana jak piąte koło u wozu. Jedyne co zyskała dzięki tej badziewnej sytuacji to przyjaźń (a nawet siostrzaną miłość) nijakiej Trish "Patsy" Walker (Rachel Taylor), która jako nastolatka była idolką wszystkich młodych ludzi, a obecnie jest dziennikarką i pracuje w radio. Wie o całej sprawie z Kilgravem i za wszelką cenę stara się pomóc Jessice. Nie chcę za bardzo zdradzac, bo to po prostu warto obejrzeć.


Jessica Jones jest dość specyficzną postacią. Dużo pije, chodzi cały czas w tych samych ciuchach, zna ludzi spod ciemnej gwiazdy, wiele rzeczy wymusza siłą albo tzw. "jesteś mi to dłużny/dłużna", a do tego pije jak rasowy alkoholik. Serio, non stop. I to nie byle co. Whisky albo bourbon. Po mieszkaniu, które wygląda jak melina, po której przeszło tornado, walają się butelki i prędzej znajdzie się tam szkło ze złocistym trunkiem niż normalny mebel albo coś do jedzenia. Ale przecież takich bohaterów kochamy najbardziej. Skomplikowanych, pokręconych, o nieoczywistej urodzie. Jaka właśnie jest Jessica. A do tego nienawidzi jak coś jej się narzuca, jak musi na coś czekać i musi wyznawać swoje uczucia. 


Do tego otacza się dosyć specyficznymi ludźmi: znajomą prawnik-lesbijką, która często korzysta z pomocy Jessici, ciemnoskórego sąsiada narkomana czy zakochanego w niej po uszy ciamajdowatego sąsiada, który ma psychiczną siostrę bliźniaczkę. Co zabawne, jej przyjaciółka Trish także na swojej drodze spotyka niezbyt normalne osoby, m.in. matka-tyranka czy niskobudżetowy Chris Evans (uwielbiam porównania mojej kuzynki), który chce być jej chłopakiem, ale potem wychodzi jak zwykle. 


Produkcja stała się także furtką do wprowadzenia kolejnego bohatera z rodziny Universum - Luke'a Cage'a. Owszem, dostanie (właściwie już można to obejrzeć) swój własny serial, ale tutaj mamy okazję go poznać. Spotykę Jessicę w dość przypadkowy sposób, ale jak się potem okaże nic nie dzieje się bez powodu. Między nimi wytworzy się pewna więź, która zostanie wystawiona na ogromną próbę. Cage nie jest zwyczajnym człowiekiem, on również jest "zmutowany" i szczerze, zazdroszczę mu tej jego mocy. Gościu ma megatwardą skórę, której nie jest w stanie przebić nawet najostrzejszy nóż. Jest zabawna scena, gdy w szpitalu próbują pobrać mu krew, a wszystkie igły zginają się w pół. 


No i został jeszcze Kilgrave. Serio, gościu trafił na szczyt listy najlepszych złoczyńców. Loki przy nim to słodka cynamonowa bułeczka. Jego superokropna moc polega na tym, że to co powie ludziom oni po prostu robią. Powie, że mają się powiesić - robią to, powie, że mają wbić sobie nóż w serce - zrobią to, powie, że mają się nawzajem pozabijać - zrobią to. Ale zanim stał się okropną mendą, był po prostu zakochany w Jessice. Potrafił dać jej wszystko, byle tylko go kochała. Oczywiście wykorzystywał do tego swoje zdolności, jednak pewne wydarzenie sprawiło, że ona go porzuciła, a on zapragnął zemsty na niej. 


Naturalnie jak to przystało na czarny charakter, jak bardzo chce to jest czarujący (cóż, dziewczyny na niego leciały i wcale się nie dziwie, he, he), ma dar przekonywania czy ludzie tego chcą czy nie, no i ma doskonały styl. Och, te jego garnitury, koszule i skarpetki. Bardzo łatwo zauważyć, że jego ulubionym kolorem jest fioletowy, w którym mu do twarzy. Ale przecież mendowatość nie bierze się  powietrza. Wszystko ma swoje korzenie w dzieciństwie, które nie było kolorowe. Jak łatwo przypuścić pojawią się dwie wersje prawdy i dwie strony tego sporu, który obnaży psychopatyczną naturę Kilgrave'a. Aha i przy okazji, to nie jest jego prawdziwe imię. 


Ale żeby nie było, że się tylko zachwycam. Prawda jest taka, że cały serial polega na ciągłej pogoni Jessici za Kilgravem i Kilgrave'a za Jessicą. Pierwszy raz spotykają się bardzo szybko i oboje w tym momencie mają szansę na zabicie tego drugiego. Jednak jak wiadomo, serial się musi jakoś kręcić przez te trzynaście odcinków i nie mogą się już powybijać przy szóstym. Dlatego otrzymujemy tu kilka rozciągniętych sytuacji, trochę udawania, że jest dobrze i uroczo, a także mylne zagrywki odnośnie tego kto jest z kim i przeciwko komu. Momentami ci okropni bohaterowie okazują serce i są milutcy, a ci kochani pokazują rogi i stają się bestiami. Ale dzięki temu nie ma nudy i z odcinka na odcinek rośnie napięcie. Oczywiście można się domyślać jak się skończy cała zabawa. 


Bardzo się cieszę, że powstanie drugi sezon i jednocześnie ciekawi mnie co oni tam wymyślą i jaka będzie obsada. Pewne jest to, że powrócą trzy kluczowe żeńskie postacie. Tajemnicą też nie jest, że w komiksowej wersji Luke jest mężem Jessici, ale nie wiadomo czy w serialu to nastąpi. Pewne jest także to, że Jessica, Cage, Iron Fist i Daredevil pojawią się we wspólnym serialu "Defenders". Cóż, zapowiada się bardzo ciekawie i pozostaje cierpliwie czekać na to co otrzymamy. Ja serial gorąco polecam, choćby ze względu na genialne momenty, które można uchwycić w gifach. Tak, tak, kilka tu pozostawię:







P.S. Jutro lecę, pędzę do kina na Trainspotting 2. Zobaczymy co z tego będzie. Pierwszą, genialną część, oglądałam dawno temu, gdzieś na przełomie gimnazjum i liceum, książkę przeczytałam też gdzieś mniej więcej w tym czasie. Nie spodziewam się jakiegoś szaleństwa, ale wy spodziewajcie się wpisu.

P.S. 2. Zaspamiłam gifami, wiem. Ale uwielbiam te gify...